Rozdział 51: Syn Hadesa

463 38 144
                                    

Draco

Wigilia. To było pierwsze, o czym pomyślał po przebudzeniu. Doskonale wiedział, co ma się dzisiaj wydarzyć. Przez to nie był w stanie już zasnąć, pomimo tego, że było jeszcze wcześnie. Na samą myśl przechodziły go dreszcze. Zerwał się, ale na tyle ostrożnie, żeby nie zbudzić śpiącej obok Łucji. Przez chwilę przyglądał się dziewczynie, uśmiechając się do siebie. Wciąż ciężko mu było uwierzyć, że ona tu była. W jego domu. Pokręcił głową, po czym wstał, żeby się przygotować. Dzisiaj wszystko musiało być idealnie.

Poszedł do łazienki, żeby się ogarnąć, wcześniej zabierając ze sobą jakieś ubrania. Odświętnie ubierze się dopiero wieczorem. Trochę mu się zeszło. Kiedy wyszedł, Łucja już była na nogach. Odwróciła się do niego, jak wychodził z łazienki i posłała uśmiech, który odwzajemnił. Podszedł do niej i objął, żeby zaraz potem pocałować we włosy na przywitanie.

— Nie śpisz już? —zapytał, trochę zdziwiony.

— Nie, jestem przyzwyczajona do wczesnego wstawania — wyjaśniła z uśmiechem.

Kiwnął głową. Musiał jeszcze obgadać z matką wszelkie szczegóły. Puścił ją niechętnie i skierował się do drzwi.

— Gdzie idziesz? — zawołała za nim.

— Załatwić coś — odparł jedynie. Ostatnio niewiele jej mówił, bojąc się, że zdradzi jej tajemnicę. — Wrócę niedługo.

Wyszedł z pokoju. Skierował się w stronę salonu, mając nadzieję, że zastanie tam Narcyzę. Wręcz zbiegł po schodach, za co otrzymał nieprzychylne spojrzenia postaci z obrazów, ale niespecjalnie się tym przejął. Kiedyś ojciec nie pozwalał mu biegać po schodach. W domu miała panować idealna cisza. Ale ojca już nie było i miał nadzieję, że tak pozostanie. Nie byłby zadowolony z jego związku z mugolaczką. Ale podobno rodzeństwo Pevensie było półkrwi. Tylko że nikt w to nie wierzył. Miał gdzieś, co by sobie pomyślał ojciec. Teraz gnił w Azkabanie i nie miał nic do gadania.

Wpadł do salonu. Zatrzymał się raptownie w wejściu, widząc mamę nakrywającą do stołu. To był niecodzienny widok. Zwykle wysługiwała się skrzatami. Czarny stół był przykryty białym obrusem, a na nim leżały już talerze. Gdzieniegdzie pozapalane były świece. Kobieta spojrzała w jego kierunku i uśmiechnęła się.

— Czasem trzeba zrobić coś bez magii — odezwała się. — A zwłaszcza w święta.

Jęknął w duchu. To mu przypominało Granger. Ona tak zawsze mówiła i oczywiście miała rację. Przypomniała mu się, jak powiedziała tak przed bitwą w zamku Miraza.

— Musimy porozmawiać — powiedział, starając się brzmieć poważnie. Kobieta kiwnęła głową.

— Wiem. Ja też mam ci coś do powiedzenia.

Uniósł brwi. Kobieta tymczasem zapaliła ostatnią świecę i odłożyła zapałki, żeby potem podejść do niego. Położyła mu dłonie na ramionach. Zdawało mu się, że w jej oczach dostrzegł strach. To mu się nie spodobało.

— Co jest, mamo?

— Bo widzisz... - przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech. — Będziemy mieli gości. Jeden z nich jest kimś bardzo ważnym, Draco. Ale nie mogę ci więcej powiedzieć, wkrótce się dowiesz — dodała szybko, widząc, że chciał się wtrącić.

Nic z tego nie rozumiał. Przecież mieli spędzić święta tylko we trójkę! I matka nic mu wcześniej nie powiedziała. Kim mógł być ten ktoś ważny? Nie wiedzieć czemu, poczuł ciarki przechodzące mu po plecach. Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego. Zaczął się obawiać. Chciał zasypać mamę pytaniami. Ale musiał odpuścić.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz