Rozdział 34: Zaginieni, testrale i ostrzeżenie Zakały

548 47 25
                                    

Percy

Percy od samego rana czuł, że coś jest nie tak.

Na początku nie potrafił określić, co go niepokoiło. Zanim wyszedł z dormitorium, żeby podążyć do Wielkiej Sali na śniadanie, upewnił się, czy ma w swojej kieszeni spodni Orkan. Długopis był w swoim miejscu. To dziwne uczucie dopadło go, kiedy wszedł do Pokoju Wspólnego, który jak zwykle o tej porze zaczynał się wypełniać zaspanymi Gryfonami. Dostrzegł nawet Harry'ego i Rona, swoich współlokatorów, gawędzących z Ginny i Hazel. Całą piątką zeszli na śniadanie, śmiejąc się i żartując. Percy starał się zdusić w sobie narastający niepokój, ale on tylko wzmógł się, kiedy zasiadł przy stole Gryffindoru. Wtedy już całkiem odłączył się od przyjaciół, czujnym spojrzeniem obserwując pomieszczenie.

Nie był głupi. Po tylu latach miał już doświadczenie, że czegoś takiego lepiej nie ignorować. Otrząsnął się dopiero, kiedy Annabeth pocałowała go w policzek, siadając obok. Uśmiechnął się słabo do swojej dziewczyny.

— Cześć, Glonomóżdżku — przywitała się, nakładając sobie na talerz tosty. — Coś ty taki niemrawy? Nie wyspałeś się?

— Można tak powiedzieć — przyznał, po części kłamiąc. Nie chciał jej niepotrzebnie niepokoić.

— A mówiłam, żebyście nie siedzieli z Leo po nocach — westchnęła dziewczyna, kręcąc z niedowierzaniem głową.

Percy uśmiechnął się półgębkiem, kiedy blondynka wywodziła się na temat długiego niespania w nocy (a sama pewnie się nie wysypiała, hipokrytka), kiedy wreszcie przerwała.

— Nie widziałeś może Hermiony? Muszę z nią pogadać.

Wtedy doznał olśnienia. Uświadomił sobie, że Gryfonki nie ma nawet na śniadaniu. O tej porze zawsze już była, ale teraz nigdzie nie było jej widać. Pstryknął palcami, a Annabeth spojrzała na niego z niezrozumieniem.

— Wiedziałem, że coś mi tu nie gra — wyjaśnił. — Nie widziałem jej od wczoraj.

— Poważnie?

Chłopak przytaknął. Z drugiego końca sali dostrzegł przypatrującego się im Malfoya. Co było dziwne, nie zauważył będącego zwykle obok Edmunda. Ta dwójka Ślizgonów rzadko się rozstawała. Blondyn kompletnie nie zwracał uwagi na gadających przy nim Blaise'a i Pansy. Tuż obok brunetki siedział jak zwykle ponury Nico. Wyraz jego twarzy powinien go zaniepokoić, ale nie zwrócił na niego uwagi.

— Gapi się na ciebie — mruknął do Ann, obejmując ją wręcz przesadnie ramieniem, posyłając Malfoyowi ostrzegawcze spojrzenie. Tamten tylko wywrócił oczami.

Annabeth powiodła za nim wzrokiem i zauważyła patrzącego na nią chłopaka. Uśmiechnęła się szeroko i pomachała, na co Percy'emu opadła szczęka. Parsknęła śmiechem na widok jego miny.

— Nie podoba mi się to — powiedział. — Zdecydowanie za często się na ciebie gapi.

— Oj, przestań, Percy — zachichotała blondynka. — Nie bądź zazdrosny.

Wydął wargi, niczym obrażone dziecko. Annabeth pocałowała go w czoło, na co uśmiechnął się, zadowolony.

— Jesteś niemożliwy — westchnęła, wstając.

— A ty dokąd?

— Idę do niego. Może wie coś o Hermionie.

Percy poderwał się od stołu. O nie. Nie pozwoli, żeby jakiś Ślizgon podrywał mu dziewczynę.

— Idę z tobą.

We dwójkę skierowali się w stronę stołu Slytherinu. Jako pierwszy dostrzegł ich Blaise, który wyszczerzył się do nich.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz