Hazel
Czuła się.... Dziwnie. Przez ostatnie kilka dni naprawdę czuła się dziwnie. Nie potrafiła określić tego słowami. Coś było inaczej, tylko nie wiedziała, co. Próbowała znaleźć źródło swojego samopoczucia, ale bez skutku. Niby gadała normalnie z dziewczynami, ale troszeczkę się wycofała z towarzystwa. Oczywiście udawała, że wszystko było w porządku. Bo nie było. Cały czas była ponura. Rzadziej się uśmiechała. To było do niej niepodobne, bo zwykle tryskała energią i zarażała wszystkich optymizmem. Frank jako jedyny zauważył jej dziwne zachowanie. Kiedy szli na kolację, po całym dniu spędzonym w Pokoju Życzeń, odciągnął ją na bok i objął ramieniem. Westchnęła ciężko.
— Hazel, co się dzieje? — zapytał zmartwiony. — Jesteś jakaś inna, nieobecna.
— To nic takiego — uśmiechnęła się pocieszająco. — Po prostu jestem zmęczona.
Przyjrzał jej się uważnie. Nie chciała go niepotrzebnie martwić. Wspięła się na palce i pocałowała go w usta, na co chłopak się zarumienił. Stali tak przez chwilę, wtuleni w siebie. Ostatnio mało czasu spędzali ze sobą i Hazel miała wyrzuty sumienia. Zaniedbała ich relację. Postanowiła to naprawić.
— Co powiesz na spacer? — zaproponowała, kiedy wchodzili do Wielkiej Sali.
— Teraz? Jest ciemno — zauważył. — Może być niebezpiecznie.
— Nie musimy dzisiaj, można jutro. To jak?
— Pewnie, jestem za. Chętnie się ruszę za te mury. Nie, żeby coś, zamek jest świetny!
— Wiem, nie tłumacz się — zaśmiała się, klepiąc go po ramieniu. — Też mam trochę dość tkwienia tutaj.
— Chyba brakuje nam ruchu — uśmiechnął się, zadowolony. Cieszył się, że poprawił jej humor.
Rozmawiając, usiedli przy stole Hufflepuffu. Umówili się, że jutro znajdą na dworze jakieś ustronne miejsce i zrobią sobie mały sparring, jak za dawnych czasów. Tęskniła za tym, a poza tym, lubiła ćwiczyć z Frankiem. Chciała spędzić z nim trochę czasu, tak sam na sam. Musieli koniecznie to nadrobić. Ostatnio była strasznie zabiegana. Nie dość, że miała mnóstwo nauki i bardzo dużo siedziała w książkach, to jeszcze misja.
Wkrótce zjawili się pozostali. Jako pierwsza podeszła do nich Piper, ziewając szeroko. Usiadła obok Hazel i natychmiast położyła się na stole, widocznie mając wszystko gdzieś. Mulatka zaśmiała się i poklepała dziewczynę po plecach.
— Słabo spałaś? — zapytała ze współczuciem.
— Mhm — mruknęła niezadowolona córka Afrodyty. — Co noc to samo. Albo nie mogę zasnąć, albo mam koszmary. To jest chore – jęknęła.
— Takie życie herosa — skwitował Frank ponuro. — Też mam z tym problem.
— Serio? Nic nie mówiłeś.
— To nieistotne, i tak nic nie pamiętam — machnął ręką. Hazel już otwierała usta, ale ją wyprzedził. — Jak coś będę wiedział, to dam znać, wyluzuj.
— Okej.
— Siema ludzie — obok nich nagle zjawił się Percy, po czym klapnął zadowolony na miejsce obok Franka. — Co wy tacy niemrawi?
— Za to ty jesteś w świetnym humorze — zauważył syn Marsa. — Co jest dość niepokojące. — dodał, uśmiechając się półgębkiem.
— Dzięki, stary, wiesz? — chłopak udał obrażonego, ale zaraz potem roześmiał się. — Dobra, co jest grane?
CZYTASZ
Klucze cierpienia [wolno pisane]
Fanfiction❝Wyczuć taką chwilę, w której kocha się życie i móc być w niej stale, na wieczność w zachwycie❞. Hermiona Granger po wojnie przeprowadziła się do Weasleyów. Pogodziła się już z tym, że nie wróci do Narnii. Razem z Harrym i Ronem postanowiła wrócić d...