Rozdział 80: Między miłością a nienawiścią

171 15 17
                                    

a/n: nie bijcie za ten rozdział

Hermiona

Po rozmowie z Malfoyem nie wróciła na zajęcia. Zamiast tego uciekła do dormitorium, zaszyła się pod kołdrą i przepłakała cały dzień i noc. Słyszała, że ktoś próbował się dobić do jej pokoju, ale nie obchodziło jej to. Nałożyła na drzwi zaklęcie blokujące i wyciszające. Nie chciała teraz nikogo widzieć. Nie miałaby siły udawać, że wszystko było w porządku. Nie chciała się też nikomu tłumaczyć. Sama musiała poukładać to sobie w głowie. Wyrzuciła z siebie wszystkie żale, które trzymała w sobie przez cały miesiąc. Powoli docierało do niej to, co zrobiła.

Zerwała ich przyjaźń.

Musiała to zrobić. To, jak ją potraktował, było niewybaczalne. Ufała mu. Zaufała Ślizgonowi. Ginny ostrzegała ją, że tak się może stać, ale ona uparcie wierzyła, że chłopak się zmienił. Obiecała sobie, że nie będzie więcej przez niego płakać. Jak mogła być taka głupia? Zdawała sobie sprawę, że być może zachowała się strasznie egoistycznie, ale już nie mogła cofnąć czasu. Nie dała mu niemal dojść do słowa. Ciągle analizowała w głowie ich kłótnię (czy jej monolog można było nazwać kłótnią?). Zastanawiała się, gdzie popełniła błąd. W którym miejscu ich relacja zaczęła się rozpadać? Miała wrażenie, że ominęła coś bardzo ważnego. Tylko nie wiedziała, co. Czuła się oszukana. Zdradzona. Nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie mu w stanie spojrzeć w oczy.

Przyjaźń z Draconem była najlepszą przyjaźnią, jaka jej się w życiu przytrafiła. Ich relacja była tak cholernie skomplikowana. Tyle razem przeżyli. To przecież ona wprowadziła go w krainę Narnii. To nie tak miało wyglądać. I może to był tylko przypadek, że poszedł za nią tamtego wieczora na piątym roku. Nie wiedziała. Czemu to właśnie on trafił z nią do Narnii, a nie na przykład Harry i Ron? Wiele razy zadawała sobie to pytanie i nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Może Dumbledore znałby odpowiedź. Dumbledore był jedyną dorosłą osobą, która znała ich tajemnicę. Żałowała, że nie mogła z nim porozmawiać.

Miała tylko dwa wyjścia. Albo załamać się zupełnie, albo wstać z podniesioną głową i pokazać mu, co stracił. Wybrała tę drugą opcję. W końcu była Gryfonką. Nie mogła ciągle się chować i uciekać od problemów, licząc, że same się rozwiążą, choć czasami miała na to wielką ochotę.

Dlatego też następnego dnia przyszła na transmutację z uśmiechem. Po jej nocnych łzach nie było ani śladu. Nikt nie musiał wiedzieć, że płakała.

- Czemu wczoraj nie przyszłaś? – spytał Percy, gdy tylko zajęła razem z Pansy miejsce za nim. Chłopak odwrócił się, gotów do plotkowania. – Ominęłaś zajęcia.

- Źle się poczułam i zasnęłam – wymyśliła na poczekaniu. Nie musiał wiedzieć, że to przez tą rozmowę z Draconem. Pansy spojrzała na nią podejrzliwie, ale nic nie powiedziała. Wytrzymała jej spojrzenie. Wiedziała, że przyjaciółka później będzie starała się wyciągnąć z niej każdy, najdrobniejszy szczegół.

- Wiesz, że Blaise się bił? – zapytała konspiracyjnym szeptem Ślizgonka. Hermiona uniosła brwi, zaintrygowana. Wyglądało na to, że coś ją ominęło.

- Z wami to jak z dziećmi, nawet na chwilę nie można was zostawić samych – westchnęła z niedowierzaniem. Pansy parsknęła ściszonym śmiechem, bo właśnie profesor McGonagall weszła do klasy. W sumie to się nie dziwiła, że mulat już zdążył wpakować się w kłopoty. Miał do tego talent. Doskonale wiedziała, jak Blaise potrafił być porywczy.

- Wybacz, mamo – rzuciła rozbawiona brunetka, ale zaraz potem spoważniała. – Podobno pobił się z Justinem Russo, bo tamten wygadywał różne bzdury o Slytherinie – wzruszyła ramionami, ale Hermiona widziała, jak zacisnęła pod stołem pięści. – Jak można się tak wyrażać o własnym domu?

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz