Harry
Harry Potter przysypiał na lekcji obrony przed czarną magią. Zwykle mu się to nie zdarzało, bo uwielbiał ten przedmiot, ale dzisiaj wyjątkowo nie był w nastroju do słuchania o tej całej mitologii greckiej. Zupełnie nie rozumiał, czemu wszyscy nauczyciele się na to uwzięli. Coś musiało być na rzeczy. Na początku wydało mu się to całkiem interesujące, ale potem zrobiło się nudne. Może dlatego, że nie wierzył, że to wszystko miało być prawdziwe? Jednak wkrótce został zmuszony do uwierzenia. Na własne oczy widział, podczas tamtego meczu, dziwny znak unoszący się nad głową Ginny. W środku czuł, że to nie było przeznaczone dla niego. W ogóle nie powinien był tego zobaczyć, ale stało się. Nagle świat bogów greckich stał się całkowicie realny i obecny w jego życiu. Po tym, co przeżył, był pewien, że nic nie było w stanie go zaskoczyć. Mylił się. Nagle okazało się, jak mało jeszcze wiedział o świecie.
Podpierał głowę o ręce, za wszelką cenę starając się nie zasnąć. Siedząca koło niego Annabeth zawzięcie notowała. Nie miał pojęcia, czym zasłużył sobie u blondynki, że zdecydowała się zająć koło niego miejsce. Zwykle na tych zajęciach siedział z Ronem. Jego przyjaciel był niezadowolony tym, że dziewczyna zajęła jego miejscówkę. Zajęła je jako pierwsza, tylko wzruszając przepraszająco ramionami. Przez to Ron został zmuszony, by siedzieć koło Astorii, której najwyraźniej było to na rękę. Harry'emu nie podobał się fakt, że tamten zaczął nagle zadawać się z podłą Ślizgonką, ale ostatecznie nie skomentował jego zachowania, bo wiedział, że skończyłoby się to kłótnią, a tego zdecydowanie wolał uniknąć. Ron ostatnio stał się bardzo nerwowy i łatwo było go wyprowadzić z równowagi. Harry wcale mu się nie dziwił. Nie na co dzień człowiek dowiaduje się, że jego siostra była córką jakiegoś boga. W dodatku samego boga wojny, z tego, co zrozumiał. Sam był w szoku. Nadal ciężko było mu uwierzyć, że już-nie-jego Ginny była heroską. Czyli jedną z nich. Gryfon bezwiednie zapisał coś w zeszycie, starając się udawać, że słuchał na lekcji. Profesor Lilianna właśnie mówiła coś o jakimś micie. Chyba szczegółowo go omawiali, ale Harry był zbyt rozkojarzony, by zorientować się, o czym była mowa. Miał inne problemy na głowie. Co jakiś czas Annabeth szturchała go w ramię, gdy profesor Lilianna patrzyła w ich stronę.
Wreszcie lekcja się skończyła. Siódma klasa zaczęła się zbierać, powodując zamieszanie i harmider. Jak na zawołanie wybuchły głośne rozmowy. Wtedy Annabeth wykorzystała okazję i pochyliła się w jego stronę.
– Harry, powiedz Ronowi, że chcę was widzieć pod Pokojem Życzeń za pół godziny – wyszeptała. On pokiwał głową, na znak, że przekaże. Poczuł rosnącą ciekawość. Czyżby dziewczyna wreszcie zdecydowała się ich wtajemniczyć?
– Jasne – odparł. W takim razie będzie musiał złapać Rona. Ramię w ramię z Annabeth skierował się w stronę wyjścia z klasy.
Na szczęście tego dnia obrona przed czarną magią była ich ostatnią lekcją. Harry zatrzymał się na chwilę przed klasą na korytarzu, rozglądając się w poszukiwaniu kumpla, jednak nigdzie nie mógł dostrzec rudej czupryny. Minęła go Hermiona z Thalią. Ta pierwsza uśmiechnęła się do niego, a druga pomachała. Dopiero gdy dziewczyny zniknęły mu z oczu, coś przyszło mu do głowy. Pobiegł za nimi, wspinając się po schodach.
– Hermiona, Thalia, poczekajcie! – zawołał za nimi. Udało mu się je dogonić.
– O co chodzi, Harry? – spytała szatynka, gdy zrównał z nią krok.
– Nie wiesz może, gdzie podział się Ron? Miał na mnie poczekać, a zmył się od razu po lekcji – wyjaśnił. Hermiona zmarszczyła brwi.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Nie jestem jego nianią – wzruszyła ramionami. Thalia parsknęła śmiechem, rozbawiona.
CZYTASZ
Klucze cierpienia [wolno pisane]
Fanfiction❝Wyczuć taką chwilę, w której kocha się życie i móc być w niej stale, na wieczność w zachwycie❞. Hermiona Granger po wojnie przeprowadziła się do Weasleyów. Pogodziła się już z tym, że nie wróci do Narnii. Razem z Harrym i Ronem postanowiła wrócić d...