Rozdział 41: Królowie i królowe

602 41 102
                                    

Jason

Przesiedział przy łóżku Leona całą noc. Nawet na chwilę nie przeszło mu przez myśl, żeby się położyć. Chciał być przy nim.

Piper martwiła się o niego. Widział to w jej wzroku, kiedy Pomfrey wygoniła wszystkich ze Skrzydła Szpitalnego. Bała się o jego reakcję. Starał się utrzymać kamienną twarz, ale chyba nie bardzo mu to wyszło. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jego najlepszy przyjaciel mógł umrzeć. Już raz prawie go stracił. To było dziwne. Jeszcze dzisiaj z nim rozmawiał. A teraz tkwił przy jego łóżku.

Pokręcił głową, chcąc odgonić nieprzyjemne myśli. Spojrzał na Percy'ego, który z ręką w temblaku spał tuż obok. Jak mogli wpaść na coś tak głupiego? Przecież Annabeth z Hermioną ich ostrzegały. Dobrze, że przynajmniej on i Hazel nie odnieśli większych obrażeń. Westchnął, ponownie patrząc z bólem na nieprzytomnego syna Hefajstosa. Ścisnął jego rękę. Nie mógł umrzeć. Nie drugi raz. Jason chyba by sobie tego nie wybaczył.

Wyrzucał sobie, że nie zwrócił uwagi na ich zachowanie. Percy był podekscytowany, jak zawsze, kiedy planował jakąś akcję. Mógł ich powstrzymać. Dziwił się Hazel, że jeszcze dała się w to wciągnąć. Wydawała mu się bardziej rozsądna.

Noc strasznie mu się dłużyła. Wręcz marzył, żeby już nastał dzień. Chciał to wszystko wyjaśnić. Nie podobało mu się to. Bardzo. Miał wrażenie, że to, co się stało, było w jakiś sposób związane z misją. Przypomniał sobie treść Przepowiedni, szczególnie jeden wers. Krew tego, który dotyku Śmierci uniknął. Wzdrygnął się. Przecież nie mogło chodzić o Leo. Ale wszystko na to wskazywało. Nie mógł jednak wyciągać pochopnych wniosków.

Ucieszył się, kiedy z samego rana przyszła pani Pomfrey. Wypytała go o samopoczucie i kazała mu się położyć, co robił bardzo niechętnie (zagroziła, że poda mu Eliksir Słodkiego Snu). Zaczęła robić podstawowe badania. W tym czasie obudził się Percy. Chciał od razu wstać, ale pielęgniarka go powstrzymała. Udawał, że śpi. Nie miał ochoty rozmawiać z synem Posejdona, dlatego milczał. Nie słuchał rozmowy tej dwójki, aż wreszcie kobieta wyszła, zostawiając ich samych. Przez chwilę panowała cisza.

— Jason — jako pierwszy odezwał się Percy. — Śpisz? Musimy pogadać.

Westchnął ciężko. Tego się obawiał. Mimo to, uniósł się na łokciach.

— Co chcesz? — zapytał wreszcie. Zdziwił się, że zabrzmiało to tak oschle. To było do niego niepodobne. Brunet skrzywił się i wbił wzrok w ziemię.

— Nie chciałem, żeby tak wyszło — wyznał cicho. W jego głosie zabrzmiało poczucie winy. Obwiniał się o to, co się stało. Cóż, po części miał rację. — To moja wina, nie powinienem w ogóle tam iść.

— Stało się — mruknął Jason ponuro.

— Nie jesteś na mnie zły? — zdziwił się Gryfon.

Prychnął. Owszem, był zły, ale nie potrafił się złościć zbyt długo. Bardziej chodziło o to, że Percy mocno podkopał jego zaufanie. Nie wierzył, że mogli zrobić coś tak głupiego i prawie przypłacić za to życiem. Spojrzał na niego krzywo.

— Co was podkusiło? — zapytał z wyrzutem.

Syn Posejdona zaczął się tłumaczyć. Odbyli długą, poważną rozmowę. Widział, że bardzo to przeżywał i nie mógł sobie tego darować. Trochę rozumiał, że nie miał na to wpływu. Chcieli po prostu sprawdzić, czy w tamtej jaskini rzeczywiście jest to trzecie zadanie. Hazel jednak wyczuła, że coś jest nie tak. Już wtedy powinni się stamtąd wynosić i powiedzieć reszcie. Razem na pewno by sobie poradzili. To się nie musiało tak skończyć. Jason wiedział, że teraz jego przyjaźń z Percym się zmieni.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz