Rozdział 52: Misja Grovera

439 35 59
                                    

Percy

Ten sen różnił się od innych. Zwykle miał problem z odróżnieniem snu od rzeczywistości. Natomiast po przebudzeniu nie pamiętał nic,co było wkurzające, jeśli to było coś dotyczącego misji. Z drugiej strony czasem niektórych snów wolał nie pamiętać, bo niszczyły mu psychikę. Ale teraz było inaczej. Wiedział, że śni,a w dodatku był zupełnie świadomy tego, co się działo. To oznaczało tylko jedno. Połączenie empatyczne.

Znajdował się na jakiejś dziwnej, kamiennej równinie. Dostrzegł dwójkę dzieci wspinających się w górę. Na samym szczycie znajdowała się twierdza. Była tak wielka, że sięgała chmur. Kiedy zbliżył się do tych dzieci, spostrzegł, że byli to chłopiec i dziewczynka, znacznie młodsi od niego. I był z nimi ktoś jeszcze, najpewniej jakiś satyr, bo chodził o kulach, a na głowie miał czapeczkę ukrywającą rogi. Cała trójka wspinała się w górę. Wyglądało na to, że to był cel ich wędrówki.

— Grover, daleko jeszcze? — zapytała dziewczynka o jasnych włosach. — Nogi mnie już bolą!

— Już niedaleko, Julio — zapewnił ją satyr, podskakując nerwowo. — No dalej, ludzie, ruchy! Nie chcę się tu zestarzeć!

— Jesteś pewny, że tu znajdziemy księcia Riliana? — zapytał z powątpiewaniem chłopiec. Jakiego księcia Riliana?! O co tu chodziło? Będzie musiał podpytać Hermiony.

— Taak...Jestem prawie pewny! Serio!

— Prawie? — parsknął chłopiec. Blondynka rzuciła mu mordercze spojrzenie.

— Eustachy, mógłbyś przestać? — zapytała z pretensją. — Grover się stara.

Młodzieniec burknął coś pod nosem, ale więcej się nie odezwał. Kiedy Percy bliżej mu się przyjrzał, dostrzegł, że miał kwadratową twarz. Niezbyt przyjemny dzieciak. Ciekawiło go, jakim cudem Grover na nich trafił. Czemu mu nic nie powiedział?

Kiedy byli mniej więcej w połowie drogi, ziemia się zatrzęsła, a po niebie przetoczył się grzmot. Grover zajęczał, ale szybko się opanował. Chłopiec i dziewczynka przysunęli się bliżej niego.

— Co to było?

— Wyczuwam kłopoty — mruknął satyr. — Trzymajcie się blisko mnie.

Chwilę potem rozległo się głuche dudnienie i coraz bardziej się do nich zbliżało. Percy nie widział, co to było. Wręcz wyczuwał strach przyjaciela, ale tamten starał się tego nie pokazywać. Wktótce przed nimi wyłoniła się kolejna góra. Zdębiał. Ta góra miała oczy. I ręce. I nogi jak głazy. Ta góra była olbrzymem. Chciał krzyknąć, żeby uciekali, ale głos ugrzązł mu w gardle. I tak nie był pewny, czy by go usłyszeli.

— Nie ruszajcie się — wyszeptał Grover, starając się nie poruszać wargami. — Olbrzymy mają słaby wzrok, ale za to świetny słuch i węch. Jeśli pozostaniemy nieruchomi, jest szansa, że nas nie zauważy...

Dzieci otworzyły szeroko oczy, ale posłuchały. Cała trójka zamarła w niepewnym oczekiwaniu. Olbrzym rozglądał się dookoła, ale nawet kiedy jego wzrok zatrzymywał się na nich, nie zauważał ich. Jego kamienne nozdrza zafalowały. Satyr bardzo powoli sięgnął do swoich magicznych piszczałek, zawieszonych na naszyjniku. I to ich zgubiło.

Olbrzym obrócił się gwałtownie w ich kierunku i ryknął głucho, co przypominało grzmot. Julia pisnęła, przerażona. Potwór rzucił się ku nim, powodując wstrząs ziemi. Dzieci uchyliły się i czmychnęły w bok, chowając się za skałami. Grover próbował przemknąć pod jego wielkimi nogami tak, żeby nie zostać zmiażdżonym. Niestety z marnym skutkiem. Potwór jakimś cudem zdołał go pochwycić kamienną łapą. Satyr zabeczał przeraźliwie.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz