*Narrator ogólny*
Minerwa McGonagall siedziała przy swoim biurku w gabinecie dyrektora i czytała. Przed nią piętrzyły się wypracowania uczniów, ale nie zamierzała na razie się zabierać za sprawdzanie tych bzdur, które wypisują nastolatkowie. Miała o wiele bardziej ważne rzeczy do roboty. Już po raz kolejny czytała długi list, który dostała niedawno od niejakiego pana Brunnera. Oczywiście wiedziała, kto kryje się pod tym nazwiskiem, ale przecież Chejron z wiadomych przyczyn nie mógł się podpisać swoim prawdziwym imieniem. Kobieta westchnęła ciężko i przetarła zmęczoną twarz. Wstała od biurka, żeby rozprostować kości. Podeszła do okna. Na dworze było całkiem ciemno i padał gęsty śnieg. Na list odpowiedziała już dawno, zgadzając się na zawartą w nim prośbę centaura. Mianowicie chodziło o to, żeby przyjąć na cały miesiąc grupkę herosów. Nic jej nie mówiły takie nazwiska jak Rachel Dare, czy Reyna Arellano (nie pamiętała całego nazwiska tej dziewczyny, bo było, delikatnie mówiąc, zbyt skomplikowane), jednakże Chejron uważał, że oni mogą pomóc w wykonywaniu misji. W końcu chodziło o bezpieczeństwo całego magicznego świata.
Spojrzała przeciągle na portret Albusa Dumbledore'a. Czarodziej wpatrywał się w nią z lekkim uśmiechem. Często zastanawiała się, jak on dawał sobie z tym wszystkim radę. Mężczyzna musiał zauważyć jej wyraz twarzy, bo poruszył się.
— Nikt nie powiedział, że wychowywanie młodzieży jest łatwe — odezwał się miękkim tonem, jakby chciał ją pocieszyć.
— Tyle to i ja wiem — mruknęła ponuro.
— Zwłaszcza takiej niezwykłej młodzieży, Minerwo — dopowiedział filozoficznie.
Wiedziała, że ma rację. To jednak nie ułatwiło jej sprawy. Nie odpowiedziała, bo rozległo się pukanie do drzwi. Otrząsnęła się i przybrała poważny wyraz twarzy. Nie zamierzała się przyznać, że miała chwilę słabości. Przy takim nawale obowiązków każdy by miał. Dzisiaj miała umówione zebranie nauczycielskie. Musiała wyjaśnić kilka kwestii.
— Proszę!
Do środka wsunął się Slughorn, a zaraz za nim profesor Snape, jak zwykle z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy.
— Jesteśmy pierwsi – zauważył cierpko opiekun Slytherinu.
McGonagall przytaknęła, gestem wskazując im fotele, żeby usiedli. Miała nadzieję, że pozostali wkrótce się zjawią. Nie pomyliła się, bo oto weszła do gabinetu Lilianna razem z Pomoną, gawędząc. W przeciągu dziesięciu minut zjawili się pozostali, przeważnie w parach. Kiedy było trzeba, wyczarowywali sobie fotele lub krzesła. W ten sposób wszyscy nauczyciele usiedli przy stoliku do kawy. Kto chciał, nalał sobie przygotowaną wcześniej herbatę. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, bo kogoś jej brakowało. Nigdzie nie zauważyła Hagrida, którego przecież nie sposób ominąć. Nie przejęła się tym, pewnie się spóźni, często mu się to zdarzało.
— Dobrze — odezwała się głośno, a wszelkie rozmowy ucichły. Kilka par oczu patrzyło na nią z uwagą. — Cieszę się, że znaleźliście czas, żeby przyjść na zebranie. Chciałabym omówić kilka ważnych spraw, związanych z naszą obecną sytuacją.
— Co się dzieje, Minerwo? — zapytała lekko zaniepokojona profesor Sprout.
Snape prychnął, na co dyrektorka zmroziła go spojrzeniem, którym on się nie przejął. Lilianna wyprostowała się nagle, zerkając nerwowo w stronę drzwi, jakby coś wyczuwała.
— Herosi się dzieją — sarknął mężczyzna. — Oni...
Nie dane im jednak było poznać zdania profesora Snape'a na temat herosów, ponieważ ktoś nagle zapukał do drzwi.
CZYTASZ
Klucze cierpienia [wolno pisane]
Fanfiction❝Wyczuć taką chwilę, w której kocha się życie i móc być w niej stale, na wieczność w zachwycie❞. Hermiona Granger po wojnie przeprowadziła się do Weasleyów. Pogodziła się już z tym, że nie wróci do Narnii. Razem z Harrym i Ronem postanowiła wrócić d...