Rozdział 36: Ten ostatni raz

518 40 64
                                    

Ginny

Następnego dnia okazało się, że Hermiona i Edmund mieli lekką hipotermię. Naprawdę ucieszyła się, że przyjaciółce nic groźnego się nie stało. Oboje musieli zostać na parę dni w skrzydle szpitalnym. Śmiała się z tego, że szatynka nie mogła spokojnie usiedzieć na miejscu. Najbardziej martwiło ją to, że będzie miała zaległości i uczyła się w łóżku.

Typowa Hermiona. Nigdy nie mogła sobie odpuścić.

Ginny czuła się dużo lepiej po rozmowie z nią. Miała rację, już nie musiała się obawiać Toma Riddle'a. Chciała spędzać z nią czas, ale nie mogła, bo zaczynały się kolejne treningi do meczu Quidditcha, tym razem pomiędzy Gryffindorem a Ravenclawem. Harry twierdził, że jeśli dadzą z siebie wszystko, może uda im się zdobyć puchar. Przecież nie mogli dać Slytherinowi wygrać, nawet pomimo tego, że jej własny chłopak był w przeciwnej drużynie.

No właśnie, apropo jej i Blaise'a... Często kłócili się z tego powodu. Mulat niby niewinnie droczył się z nią, ale ona wiedziała, że próbował wyciągnąć od niej taktykę, a na to nie mogła pozwolić. Poza tym, między nimi naprawdę było dobrze. Kochała go. Uwielbiała ten uśmiech, którym obdarzał tylko ją. Uwielbiała ich wspólne rozmowy. Chłopak patrzył na nią jak na obrazek, traktował jak księżniczkę, co jej się niesamowicie podobało. Przy Harrym się tak nie czuła. Cieszyła się, że trafili razem do Narnii. Właśnie dzięki temu się zeszli.

Któregoś wieczoru, kiedy jeszcze Hermiona leżała w skrzydle szpitalnym, siedzieli we dwójkę w Pokoju Życzeń, na wygodnej kanapie, w przytulnym pomieszczeniu. Dziewczyna opierała głowę na ramieniu Blaise'a, a chłopak obejmował ją. Nie rozmawiali ze sobą, zwyczajnie ciesząc się swoją obecnością. W życiu by nie pomyślała, że będzie mogła z nim być. Podobał się jej już w piątej klasie, ale nie mieli okazji nawet porozmawiać. Zresztą, wtedy było nie do pomyślenia, żeby Ślizgon i Gryfonka byli razem, więc skupiła się na Harrym. Teraz tego żałowała.

— Cieszę się, że cię mam, wiesz? — wyznała niespodziewanie, przerywając ciszę.

Blaise drgnął lekko, najwyraźniej wyrwany ze swoich myśli i spojrzał na swoją dziewczynę, unosząc brwi.

— A co cię naszło, Gin? — zaśmiał się.

Zrobiła urażoną minę.

— No wiesz co? — zapytała z wyrzutem. — Tak sobie myślę, że gdyby nie Narnia, pewnie teraz byłabym z Harrym.

Mulat prychnął pogardliwie.

— Za dużo myślisz — stwierdził. — Ale masz rację, Narnia nam pomogła.

— Dlaczego trafiłam akurat na ciebie? — zapytała zaczepnie, uśmiechając się. — Nie wiem, zawsze to Harry mógł tam trafić.

— Przeznaczenie, kochanie. Ponoć nikt nie trafia do Narnii bez powodu, hm?

Teraz to już parsknęła śmiechem, ale musiała przyznać, że Blaise miał rację.

— Sugerujesz, że naszym przeznaczeniem było się zejść? — zapytała z rozbawieniem.

— Nie wykluczam takiej możliwości — przyznał z uśmiechem. — Ale wiesz, równie dobrze mogło chodzić o pogodzenie Gryffindoru i Slytherinu.

— Tak sądzisz?

— Tak sądzę.

Zaczęli się droczyć, a potem chłopak zaczął ją łaskotać, na co pisnęła i wyrwała się z jego objęć. Szybko wybiegła z Pokoju Życzeń, a Blaise za nią. Gonili się aż do Wieży Gryffindoru. Dopiero tam się uspokoili, a Ginny brzuch bolał ze śmiechu. Wypowiedziała hasło i oboje weszli do środka. Ludzie już powoli zaczynali się przyzwyczajać, że Ślizgoni tu wchodzili, ale mimo to kilka osób spojrzało na nich nieprzychylnie. Dostrzegła Rona, który właśnie schodził po schodkach prowadzących do męskich dormitoriów. Zmarszczył brwi na widok mulata. Jej brat zdecydowanie nie popierał ich związku, ale Ginny dawno przestała przejmować się jego zdaniem. Jeden ze stolików okupowali Percy, Hazel, Leo i Harry. Cała czwórka grała w Eksplodującego Durnia, sądząc po okrzykach, jakie z siebie wydawali. Od razu do nich podeszli.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz