Rozdział 71: Śledztwo

292 27 96
                                    

Ginny

Nudziła się na wróżbiarstwie niemiłosiernie. Pewnie w ogóle by na nie nie poszła, gdyby nie Hazel. Generalnie dzisiaj w ogóle nie planowała iść na jakiekolwiek zajęcia. Jednak gdy rano oświadczyła o tym Hazel, ta natychmiast zabrała się za ściąganie jej z łóżka na wszelkie sposoby. Koniec końców Ginny musiała wstać. Jakimś cudem przetrwała zajęcia, aż do ostatnich, którymi było wróżbiarstwo. Naprawdę nie miała ochoty słuchać jak szurnięta nauczycielka przepowiadała komuś śmierć. Na lekcjach Gryfonka była jedynie ciałem, ale za to myślami błądziła zupełnie gdzie indziej. Zirytowana Hazel raz po raz musiała szturchać ją w ramię, by przywrócić przyjaciółkę do rzeczywistości.

– Co się z tobą dzieje?! – syknęła jej do ucha mulatka, nachylając się. Jak zwykle na wróżbiarstwie siedzieli koło siebie na pufach razem z Piper, Łucją i Leo. To się stało już ich tradycją, że trzymali się razem – zwłaszcza odkąd cały rocznik miał połączone lekcje.

– A co ma się dziać? – odparła pytaniem, wzruszając niewinnie ramionami. – Dramatyzujesz, Haz.

– Nie dramatyzuję – westchnęła, przecierając dłońmi twarz. – Po prostu zachowujesz się dziwnie i się martwię. – wyjaśniła. Teraz już Ginny musiała na nią spojrzeć.

– „Dziwnie" to znaczy jak?

– Jesteś za cicha! Na pewno coś knujesz.

– Ja? Skąd ten pomysł?

– Zamknijcie się obie – zasugerowała kąśliwie Piper, która siedziała troszkę wyżej, na podeście, z tyłu.

– Wyluzuj, Pipes – zaśmiał się Leo. Ginny rzuciła mu spojrzenie kątem oka, uśmiechając się porozumiewawczo. Odpowiedział tym samym. Potem więcej się już nie odezwała. Znów zatopiła się w myślach. Podparła głowę rękoma, wlepiając wzrok w przestrzeń. Kompletnie olała Trelawney. Monotonny głos kobiety ledwo do niej docierał, sprawiając, że miała problem, żeby nie zasnąć.

Całe szczęście, że dzisiaj kończyła zajęcia wróżbiarstwem. Chciała wyrwać się jeszcze do biblioteki i sprawdzić, co z eliksirem. Pozostało im mało czasu na uwarzenie. Poza tym miała jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Nie chciała siedzieć bezczynnie na durnych lekcjach, ale Hazel ją zaciągnęła. Żałowała, że się zgodziła. Miała ciekawsze rzeczy do roboty.

Do tej pory na lekcji było spokojnie. Zdecydowanie za spokojnie. Zwłaszcza odkąd zaczęła się wojna międzydomowa, od tego feralnego napisu na ścianie. Nadal nie dowiedziała się, o co chodziło Irytkowi. Zawsze starała się być na bieżąco ze szkolnymi plotkami.

Ginny drgnęła, nagle usłyszawszy huk. Rozejrzała się za źródłem hałasu. Zobaczyła Nica di Angelo ociekającego zieloną, paskudną mazią. Miał w tym upaćkane dosłownie wszystko: całą twarz i szaty. Ostatnio zielony glut stał się ulubionym narzędziem dowcipnisiów, którzy na poważnie wzięli rywalizację między Gryffindorem a Slytherinem. Jako że ofiarą padł Ślizgon, mogła jedynie domyślać się, że sprawcami byli Gryfoni. I miała rację. Niedaleko chłopaka chichotała grupka uczniów. Pewna część mazi rozchlapała się na siedzące blisko osoby. Torba bruneta tonęła. Na pewno stracił większość. Książki, z całą pewnością, także ucierpiały.. Nie było to przyjemne. Ciężko się było tego pozbyć. Ginny nie miała dobrych relacji z Nico, ale i tak mu współczuła. Taki żart był wyjątkowo paskudny. Hazel poderwała się z miejsca i podbiegła do brata, zaniepokojona. Na szczęście Jason już pomagał mu się tego pozbyć.

– Pani profesor, czy możemy wyjść? – spytał głośno i wyraźnie, widocznie nie będąc pewnym, czy do nauczycielki dotarła powaga sytuacji. Rzeczywiście, kobieta sprawiała wrażenie, jakby wyszła ze swojego małego świata. Spojrzała na ucznia zdziwionym wzrokiem.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz