Rozdział 60: Wpadka na Ronalda Weasleya

427 27 59
                                    

Rachel

Po niecałym tygodniu spędzonym w Hogwarcie Rachel nadal gubiła się w tych korytarzach. Podziwiała, jak jej znajomi szybko się tu odnaleźli. Chociaż szczerze mówiąc, nie bardzo mieli wyjście. Zdarzyło się, że kilka razy spóźniła się na pierwsze zajęcia. Starała się oczywiście chodzić z Annabeth, żeby ta pokazywała jej drogę. Chciała się jednak sama nauczyć chodzić przez szkołę, nie gubiąc się wielokrotnie. Skoro córka Ateny była w stanie to opanować, to ona nie mogła być gorsza.

Zaczynała się właśnie ostatnia, piątkowa lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami. Rachel od razu z całego serca pokochała ten przedmiot. Nie tylko dlatego, że okazał się bardzo praktyczny. Hagrid, ich nauczyciel, był prawdziwym pasjonatą. O zwierzętach wiedział wszystko, nawet o tych najgroźniejszych. Z tego, co się dowiedziała, jemu przypadło uświadomienie uczniów o istnieniu mitologicznych stworzeń. Cały siódmy rocznik siedział przed jego chatą na murkach, dygocząc z zimna. To były jedyne zajęcia przeprowadzane na dworze. Wszyscy, bez wyjątków, poubierani byli w grube, zimowe kurtki. Słyszała, jak niektórzy rzucali na siebie jakieś zaklęcie. Kiedy spytała o to Annabeth, ona tylko uśmiechnęła się i machnęła różdżką. Rudowłosej od razu zrobiło się cieplej. Drepcząca w miejscu obok nich Thalia zerknęła na nich uważnie.

— Zimno! — jęknęła córka Zeusa, starając się jakoś rozgrzać dłonie. I tak miała je w rękawiczkach. — Dlaczego nie możemy mieć lekcji w zamku?

— Nie marudź, nie jest tak źle — odparła jej Annabeth, uśmiechając się zadziornie.

— Właśnie! — poparła ją od razu Rachel, rozumiejąc, co ma na myśli.

Clarisse tylko wywróciła oczami, ale nie odezwała się ani słowem. Widocznie nie była w humorze, żeby wtrącać się w dyskusję. Zbiły się w grupkę, żeby było im chociaż trochę cieplej. Czekały na profesora Hagrida, który lada moment miał wyjść ze swojej chatki i rozpocząć zajęcia. Niepotrzebnie przyszły tyle przed czasem. Niektórzy uczniowie dochodzili dopiero teraz. Dostrzegła znajomą już dwójkę Ślizgonów. Edmund i Blaise szli przez zaspy, rozmawiając o czymś zawzięcie.

— Wam nie jest zimno? — zaczęła znowu Thalia. — Bo ja tu zaraz zamarznę!

— Jak będziesz jęczeć to tym bardziej będzie ci zimno — burknęła Clarisse, znudzona. Skrzyżowała ręce, patrząc na nią spode łba. Tak, zdecydowanie była nie w humorze.

— Rzuć na nią to zaklęcie, niech już nie narzeka — powiedziała szybko, zanim Thalia zdążyła otworzyć usta. Brunetka popatrzyła na Annabeth, oburzona.

— Znasz jakieś super mega zaklęcie na mróz i na mnie nie rzuciłaś? — spytała z udawaną złością. — No wiesz co? Chcesz, żebym się pochorowała?

— Thalia, ty nie chorujesz — zauważyła rozbawiona dziewczyna. Widząc jej błagalny wzrok, westchnęła ciężko. — Och, niech ci będzie.

Machnęła różdżką, a po chwili na twarz dziewczyny wpłynął zadowolony uśmiech i westchnęła głośno. Rachel zaśmiała się.

— Chyba polubię magię — stwierdziła Thalia, nadal się uśmiechając. — Nie mam pojęcia, jak my sobie do tej pory bez niej radziliśmy!

— Nie można polegać tylko na magii — powiedziała sucho Annabeth, a jej twarz stężała. Kiedy dziewczyny patrzyły na nią z niezrozumieniem, dodała. — Hermiona często to powtarza. I ma rację.

Thalia otworzyła usta, gotowa najwidoczniej się spierać, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo właśnie w drzwiach chatki stanął profesor Hagrid. Omiótł wzrokiem zebranych uczniów. Uśmiechał się szeroko. Miał na sobie brązowy korzuch i grube rękawice.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz