Rozdział 58: Lekcja historii

421 31 47
                                    

Hermiona

Dziwnie było obudzić się we własnym dormitorium. Zdążyła się już odzwyczaić od ciszy, która ją przywitała. Trochę dłużej zeszło jej całkowite obudzenie się. Przez kolejne kilkanaście minut przeleżała z zamkniętymi oczami, zakopana w pościeli. To było do niej niepodobne, zawsze wstawała od razu po przebudzeniu, nie chcąc marnować czasu na wylegiwanie się. Dopiero myśl o tym, że dzisiaj są już normalne zajęcia, sprawiła, że Hermiona zwlokła się z łóżka. Pierwsze, co zrobiła, było zerknięcie na plan leżący na biurku i spakowanie się. Następnie wzięła się za doprowadzanie siebie do stanu używalności.

Dzisiaj było wyjątkowo chłodno, dlatego zdecydowała się na jeden ze swoich grubych swetrów. Nie zamierzała marznąć w lochach, bo właśnie pierwszą lekcją były eliksiry. Dopiero na to nałożyła mundurek. Włosy upięła wysoko, żeby jej nie przeszkadzały. Złapała za ręcznik i wyszła z pokoju, żeby wziąć prysznic. Okazało się, że w salonie było jeszcze całkiem pusto. Chociaż z pokojów dochodziły odgłosy ruchu. Wyglądało na to, że pozostali z prefektów zaczynali się ogarniać. Coś ścisnęło ją w środku, kiedy spojrzała na drzwi do pokoju Malfoya. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że jego tam nie ma. W przejściu do łazienki minęła się z Pansy, która uśmiechnęła się do niej słabo.

Zimny prysznic trochę pomógł jej otrzeźwić umysł. Pozbyła się resztek snu. Nie mogła się teraz załamać. Musiała być czujna. Działo się coś niedobrego. Po prysznicu ubrała się szybko, zabrała torbę i pognała na śniadanie.

Wielka Sala powoli zapełniała się zaspanymi uczniami. Przywitała się z Harrym i Ronem, siadając obok chłopaków. Ci ze zdziwienia wytrzeszczyli na nią oczy.

— Hermiono? — zaczął ostrożnie Ron, widząc dziewczynę w pośpiechu. Jedynie odmruknęła coś w odpowiedzi, zajmując się swoimi tostami. — Wszystko okej?

Potaknęła, nie przerywając jedzenia. Kątem oka dostrzegła Ginny, która klapnęła obok niej, rozespana.

— Jestem ledwo żywa — jęknęła rudowłosa. Rozejrzała się dookoła, marszcząc brwi. — Gdzie reszta?

Hermiona nie słuchała dalej. Skończywszy śniadanie, chwyciła torbę i ruszyła do wyjścia, nie zwracając na nich uwagi. Chciała być wcześniej przed salą. Przeczuwała, że profesor Snape będzie dzisiaj wyjątkowo cięty. Nie chciała się narazić na utratę punków za samo oddychanie. Dopiero kiedy dotarła do lochów, odetchnęła nieco.

Specjalnie nie czekała na nikogo ze znajomych. Nie chciała z nikim rozmawiać. Kilkanaście minut przed ósmą okazało się jednak, że nie będzie jej to dane. Zdziwiła się mocno, kiedy zobaczyła zmierzającą korytarzem Annabeth. Zmarszczyła brwi. Przecież eliksiry mieli zawsze tylko i wyłącznie ze Ślizgonami, więc dlaczego ona... Nic z tego nie rozumiała. Kiedy koleżanka stanęła obok, nie wydawała się być specjalnie zdziwiona.

— Co tu robisz? — nie wytrzymała wreszcie. Blondynka spojrzała na nią kątem oka.

— To ty nie wiesz? Wczoraj profesor Flitwick przyszedł do Wieży Krukonów i powiedział, że siódma klasa ma wszystkie lekcje wspólne.

— Naprawdę? To dziwne, profesor McGonagall nic nie wspominała...

— Może zapomniała — stwierdziła ponuro. — Wiesz, teraz na pewno ma dużo na głowie.

No tak. Annabeth miała rację. Sprawa zniknięcia dwójki uczniów nie rozwiąże się tak łatwo. Miała tylko nadzieję, że nic im nie jest. Patrzyła, jak pod salą gromadzi się coraz więcej siódmioklasistów. Rzeczywiście, oprócz Gryfonów i Ślizgonów dostrzegła także wychowanków Ravenclawu i Hufflepuffu. Nauczyciele rzadko kiedy robili lekcje w takim składzie, jeśli w ogóle. Nie podobało jej się to, ale nie powiedziała tego na głos. Po chwili dołączyli do nich również Percy, Edmund i Blaise.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz