Rozdział 88: Pojedynek na korytarzu

111 11 17
                                    

Percy

Od kilku dni coś go nosiło. To znaczy, miał za dużo energii. Czuł się tak, jakby moc w nim buzowała. Już raz zalał klasę od transmutacji. Przy posiłkach ciągle bawił się swoją mocą, ale jego znajomi uznali, że robił to z nudów. Mimo to on wiedział, że to nie było normalne. Odkąd dowiedział się, że urodziła mu się siostra, jego moc właśnie tak się zachowywała. Jakby szukała ujścia.

Dlatego gdy obudził się w dormitorium w dzień meczu Gryffindoru z Hufflepuffem i okazało się, że jego współlokatorzy jeszcze spali, na jego twarz wpłynął szatańczy uśmieszek. Zeskoczył z łóżka, starając się być w miarę cicho i zbliżył się do Harry'ego. Korzystając ze swojej magii, wylał na twarz chłopaka strumień wody. Harry zerwał się gwałtownie, a on nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu, kiedy zobaczył jego minę.

— Oszalałeś?! — warknął na niego Potter, po omacku próbując znaleźć okulary.

— Pobudka — zarechotał Percy, niezmiernie zadowolony z siebie, że żart się udał. — Chyba nie chcesz się spóźnić na własny mecz, co?

— Czego się drzecie? — wyjęczał Ronald ze swojego łóżka, nawet się nie podnosząc, żeby zobaczyć, co oni wyprawiali. Może lepiej dla niego, przynajmniej uniknął przymusowego prysznica.

— Która godzina? — mruknął Harry, już rozbudzony, chociaż nadal wyglądał jak zmokła kura. W końcu udało mu się znaleźć okulary i założył je na nos.

— Dochodzi siódma — odparł radośnie syn Posejdona. Był dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze i nie przeszkadzała mu nawet aż tak wczesna pora, żeby to okazywać. Wybuchnął śmiechem, kiedy w dormitorium rozległ się jęk obu Gryfonów. — Wstawajcie. Nie wiem, jak wy, ale ja idę już do Wielkiej Sali.

Nie czekając na nich, ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się jeszcze przed wyjściem, zerkając kątem oka na łóżko Leo. Szatyn spał i szkoda mu było go budzić, bo wiedział, że tak jak jego dręczyły go ostatnio koszmary. Postanowił, że budzenie go zostawi chłopakom. W końcu syn Hefajstosa był komentatorem i musiał pojawić się na meczu. Zszedł do Pokoju Wspólnego, który, jak się okazało, był jeszcze pusty. Wzruszył ramionami; nie jego problem, czy drużyna postanowi zjawić się na śniadaniu, czy wolą odkładać to do ostatniej chwili.

Gdy w końcu doszedł do Wielkiej Sali, okazało się, że tutaj też za wiele ludzi nie było, chociaż część zaczynała się już schodzić. Przy stole Hufflepuffu dostrzegł Piper i Franka oraz kilku członków drużyny, którzy najwyraźniej dopracowywali strategię. Pomachał im, gdy go zauważyli i kiwnął głową w stronę swojego stołu. Nie chciał, żeby Puchoni uznali, że ich podsłuchuje, dlatego zdecydował się usiąść gdzieś indziej. Skierował się do stołu Gryffindoru, gdzie siedziała Hermiona.

— Witam Waszą Wysokość w ten piękny poranek! — odezwał się, klapiąc na miejsce obok niej. Dziewczyna podniosła wzrok znad swoich tostów i uśmiechnęła się niemrawo. Jej brązowe włosy były w takim nieładzie, jakby nie widziała się dzisiaj w lustrze. Dopiero teraz zauważył, że była jeszcze w piżamie.

— Cześć, Percy — przywitała się i ziewnęła szeroko. Nawet nie zwróciła mu uwagi, żeby nie mówił do niej per "Wasza Wysokość". — Twoi współlokatorzy jeszcze nie wstali? — spytała i sięgnęła po kubek z kawą, po czym upiła jej łyk i skrzywiła się. — Fuj. Nie rozumiem, jak można to pić litrami.

— Myślałem, że lubisz kawę — stwierdził, przy okazji rozglądając się po stole i szukając, co by tu zjeść. Ten nowy fakt o Gryfonce zaskoczył go; był pewny, że zdążył już ją trochę poznać przez te pół roku, a tu proszę. Ba, mógł walczyć u jej boku, a nawet nie wiedział, że nie lubi kawy! — Przecież codziennie ją pijesz, nie?

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz