2. Veronica

944 47 113
                                    

Pierwsze kilka dni od spotkania dziwnego nieznajomego pod kawiarnią Cellosian oglądałam się niemal co krok przez ramię. Czułam na sobie czyjś baczny wzrok przeszywający na wskroś, lecz nikogo nie dostrzegałam. Bynajmniej otaczające mnie osoby wyróżniały się spośród innych. Zaczynałam nawet podejrzewać, iż popadam w paranoję. Po co ktoś miałby mnie śledzić? Nie byłam nikim cennym. Nie jako Vera Lopez, zaś nikt przy zdrowych zmysłach raczej nie zadzierałby z ojczymem, znając moją prawdziwą tożsamość.

Gye Fernboosh znany był jako specjalista finansowy, jednak hasło specjalista skrywało więcej, niż przeciętny człowiek mógłby wywnioskować. Mężczyzna cieszył się tak wielką renomą, a przede wszystkim ogromnym uznaniem wśród szefów, że podejrzewałam, iż gotowi byli oni kogoś zamordować, aby tylko Gye nie odszedł z pracy. Zresztą wiedział on absolutnie wszystko o swych mocodawcach, znał każdą kwotę przelewu, każdy wydatek, a oprócz obracania kapitałem spółki, zarządzał również prywatnymi majątkami możnych i zamożnych.

– Nie sądzisz, że trochę przesadzasz? – Moja przyjaciółka jak zawsze stawała na wysokości zadania, próbując wyperswadować mi szaleńcze hipotezy powstające w głowie. Faktycznie, nie miałam powodów ich tworzyć. Podeszła, podając mi kubek gorącego naparu. – Uważam, że gdyby naprawdę ktoś coś chciał od ciebie, dawno już dałby ci znać w jakikolwiek sposób. Przecież tytulatura twojego komunikatora jest ogólnodostępna – zauważyła, prawie wykrzykując tę prawdę objawioną. – Z drugiej strony, gdyby nie zależało typowi na rozmowie, dawno by cię porwał i wywiózł z dala od Dorland, szantażując Gye.

Ujęłam między palce naczynie, ciesząc się z jego termicznych właściwości. Temperatura substancji znajdującej się w środku nie miała znaczenia. Palce nie mogły mi się ani odmrozić, ani poparzyć. Ostrożnie mimo to przytknęłam kubek do warg, dmuchając w gorącą popitkę. Uwielbiałam ten napój, odkąd pierwszy raz skosztowałam go w Cossevie. Smak grianse przywodził na myśl szczęśliwe dzieciństwo wypełnione smakiem słodkich malin i wanilii doprawionych porcją bitej śmietany.

Ciepło przyjemnie rozlało się w przełyku, rozgrzewając wnętrze. Nie marzłam. Mieliśmy dopiero początek wiosny. Ciepłej wiosny w dodatku po niezbyt mroźnej zimie, kiedy rośliny nie tylko zaczynały wybudzać się ze swego zimowego snu, mieniąc rozmaitymi kolorami. Śmiało można było uznać, iż lato wisi w powietrzu, wypełniając je zapachem kwiatów. Obniżyłam powieki, rozważając słowa kompanki. Chcąc, nie chcąc, musiałam przyznać jej rację.

– Jestem przewrażliwiona – obwieściłam wreszcie, patrząc w ciemne oczy Alcisare, które miały barwę świeżo parzonej kawy. – Masz absolutną rację. Siedzę w domu jak ta kretynka, bo twoja siostra szerokim łukiem omijała odpowiedzi na pytanie, kim był tamten koleś, a w rzeczywistości to mógł być nawet jej były – niemal wykrzyczałam, pędząc za potęgą dedukcji. Spoważniałam, mierząc wzrokiem rozmówczynię. – Mógł być, prawda?

– A bo ty myślisz, że ja znam wszystkich, z którymi się spotykała?

Cise wzruszyła ramionami. Kochała siostrę, ale nigdy jakoś specjalnie nie interesowała się jej życiem ani egzystencjalnymi wyborami. Niezbyt nawet tolerowała Sippe, swego szwagra. Aczkolwiek będąc całkowicie szczerym, ojciec sióstr także nie do końca akceptował zięcia. Decyzja jednak nie należała do niego, nawet jeśli podobno otwarcie zakomunikował Ryccianowi, że poderżnie mu gardło jak świniakowi, kiedy dojrzy u córki łzy smutku. No, on ujął to troszkę inaczej, ale sens brzmiał identycznie.

Tak czy owak trzymiesięczny romans Viviemei skończył się weselem. Pośpiesznym weselem rzecz jasna, bo o ile rodzinie pana młodego odrobinę zwisała sprawa z ewentualnym potomstwem ryccianskiego panicza, o tyle Thyer Gerth gotów był ich wszystkich wybić. Szczęśliwie Sippe stanął na wysokości zadania, pojmując za żonę pierworodną córkę państwa Gerth i przekazując jej własne nazwisko. Dzięki temu w zacnej rodzinie mych sąsiadów nie miał pojawić się bękart, a szlachetnie urodzona panienka Eatorey.

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz