Drzwi trzasnęły, otwierając się szeroko z hukiem i uderzając w jedną ze ścian otaczających prowadzące do nich schody. Przełknęłam, nie rozpoznając sylwetki stojącej u ich szczytu, która tonęła w świetle dobiegającym z pomieszczenia na górze. Cofnęłam się intuicyjnie. To nie Robert właśnie ruszył na dół, pokonując kolejne stopnie.
Mężczyzna również był Ziemianinem lub wyglądał jak rdzenny mieszkaniec planety. Im bliżej się znajdował, tym więcej cech dostrzegałam, umiejąc dokładniej go opisać. Posiadał masywne, wypracowane ćwiczeniami ciało, a wzrostem równał pasierbowi Hyergo. W zasadzie nawet był do niego wizualnie podobny, choć kosmyki posiadał jaśniejsze. Nie określiłabym go jednak blondynem, a jego ciemnoniebieskie oczy sunęły po moim ciele oceniająco, jakby intensywnie skanował budowę poszczególnych partii.
– Kim... kim jesteś? – spytałam, gdy przylgnęłam plecami do chłodnej ściany.
– Kimś, kto nie pozwoli zaprzepaścić wszystkiego, dla czego się poświęciliśmy – oznajmił stanowczo.
– Czyli...? – Przełknęłam wystraszona, zbierając się na odwagę, aby zadać pytanie. – Czyli wypuścisz mnie?
Śmiech rozbrzmiał między nami, złowieszczo wypełniając przestrzeń. Bez względu na zamiary, które sprowadziły mężczyznę aż tutaj, nie chciał zwrócić mi wolności. Sięgnęłam ręką za siebie, ale znalezienie czegokolwiek, czym mogłabym się skutecznie obronić graniczyło z cudem. Za mną stała tylko goła, zimna ściana. Otoczyłam drugą brzuch, układając nisko dłoń. On już i tak z pewnością ocenił, co stanowiło dla mnie aktualnie najwyższą wartość.
– Musisz być bardzo naiwna, jeśli w to wierzysz – zawyrokował, czyniąc krok w moją stronę. Przesunęłam się bardziej w bok, ale przecież nie znajdowało się tu nic, co posłużyłoby do samoobrony. Nawet kiedy byłam przykuta do ściany, Hyergo bał się, że sprawię im kłopot, praktycznie w całości opróżniając to miejsce. – Ale w jednym się nie mylisz.
– W czym?
Głos mi drżał. Bałam się i on doskonale słyszał strachliwe nuty. Znów ciężko przełknęłam. Aktualnie nie miałabym nic przeciw obecności Roberta, jeśli zapewniłby on mi bezpieczeństwo, aczkolwiek domyślałam się, że posiadam złudne marzenia. W końcu bezimienny typ stojący na wprost prawdopodobnie go ogłuszył, co tłumaczyło odgłosy dobiegające z góry, zanim otworzył drzwi.
– Nie pozwolę ci tu zostać – stwierdził.
– Zabierzesz mnie... w inne miejsce?
– Powiedzmy, że w lepsze – odparł tajemniczo, aczkolwiek nie odczytałam jego zachowania jako pocieszającego. – Tak przynajmniej twierdzą wszyscy ci, którzy jedną nogą w zasadzie już tam przebywają.
Aż za dobrze wiedziałam, co miał na myśli. Zaświaty. Ludzie przed śmiercią zaczynali wybitnie mocno wierzyć, że tam czeka ich tylko lepszy byt. Brak głodu, chorób oraz cierpienia, a także równość dla wszystkich stanowiły piękny opis nieistniejącej utopii, jakiej nigdy osobiście nie dawałam wiary.
Gye uczył mnie, że zaświatami rządzi Xereb, aczkolwiek nieraz słyszałam, iż dusze zmarłych pokonują próg wiekuistego pałacu Iskry. Wedle rodzimej wiary mych przodków schemat życia po życiu w zasadzie prezentował się podobnie, choć bazował na wierze monoteistycznej. Wierzący w ziemskiego boga lądowali po śmierci w jego wymiarze, ciesząc się wiecznością, a cała reszta smażyła się pośród smoły, doznając niewyobrażalnych katuszy oraz wdychając drażniący zapach siarki. Wyobrażenia jednego z dwóch miejsc zmieniały koncepcję w zależności od religii, która głosiła ich istnienie, gdyż na tutejszym globie panowało ich więcej, ale samo założenie niczym się nie różniło.
CZYTASZ
Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]
Romanzi rosa / ChickLitVeronica marzy, aby zostać uznaną dekoratorką wnętrz. Każdy jej krok skierowany jest do celu tkwiącego na końcu ścieżki marzeń. Niemniej jednak nie rezygnuje ona z życia, korzystając z niego pełnymi garściami. Jeszcze nie ma pojęcia, że każda zaznan...