42. Neigri

297 30 29
                                    

Ku mojemu niemałemu zdumieniu Jerko rozpłynął się w powietrzu. Zniknął, a nawet monitoring zdawał się go nie uchwycić, gdy skręcił w jeden z korytarzy, wchodząc do zamkniętego pokoju. Sprawdziliśmy go, a w zasadzie pomieszczenie błyskawicznie przeszukali moi ludzie. Nikogo nie zastali w środku poza pustymi ścianami i jakimś pustym regałem. Nawet okno ze skurzoną i zapaćkaną szybą pozostawało zamknięte, zaś wiszące na zewnątrz kraty uniemożliwiały rosłemu mężczyźnie wydostanie się tą drogą na zewnątrz.

Wróciłem do Margo, kiedy na własne oczy przekonałem się, że go tam nie ma. Garstka moich ludzi otrzymała polecenie przeszukania terenu. Verand miał go namierzyć, lecz szybko okazało się, że nadajnik nie działał prawidłowo, wcale nie przesyłając sygnału od centrali. Każdy z moich ludzi bowiem poddawany był oznakowaniu. Środki bezpieczeństwa sięgały głęboko, choć nie bardziej niż nadajnik wszczepiany pod skórę na prawym ramieniu. Aczkolwiek ten szlag trafił.

Dziewczyna natomiast stała niezmiennie w miejscu, obojętnym spojrzeniem spoglądając przed siebie. W dalszym ciągu pilnowało jej czterech ludzi, nawet jeśli zaczynałem wątpić, kto realnie odgrywa rolę czarnego charakteru w tej baśni. Zaczynałem wierzyć, że podobnie jak w opowiastkach, jakimi raczono greańskie dzieci zły bohater tylko się maskował, chroniąc wszystkich przed rzekomo dobrym.

Niekontrolowanie myślami zszedłem na wizje uiszczające pragnienia dotyczące mego dziecka. Wiedziałem, że Vera jak na dobrą matkę przystało opowie niejedną historię swego plemienia naszemu pierworodnemu, lecz sam też chciałem przekazać mu cząstkę greańskich wierzeń, choć ona pewnie uznałaby je za zbędne bajdurzenia. Żyć wszak mieliśmy na Ziemi. Należało omówić ten wątek, obierając jedną wspólną strategię wychowawczą. 

– Gdzie jest Jerko? – spytała, papugując kolejny raz zadane przeze mnie wcześniej pytanie.

– Coś czuję, że ty mi zaraz chętnie powiesz – oznajmiłem.

– Powiedziałam już, co wiedziałam. – Wydęła wargi, jakby naprawdę niewiele więcej mogła zrobić. Zaciągnąłem się powietrzem, mierząc ją srodze. – Chcesz słuchać, lecz wciąż mi nie wierzysz.

– Trudno uwierzyć w takie niedorzeczności.

– Niedorzeczności – powtórzyła cicho i dźwięcznie. Przyznać musiałem, że głos Margo brzmiał przyjemnie dla ucha, a przynajmniej ten, jakiego używała, rozmawiając ze mną pod postacią długonogiej blondynki. – Skoro tak, to po co wciąż pytasz?

– Chcę znać fakty – obwieściłem.

– Dobrze – przystała, zaskakując mnie. – Ale mam pewien warunek.

– Warunek? – prychnąłem, nie dowierzając. – Ty masz warunek? Chyba ci się, dziecko, w głowie popierdoliło, jeśli chcesz czegokolwiek ode mnie wymagać – mówiłem, ledwie trzymając nerwy na wodzy. – To ty jesteś jebanym więźniem zakutym w kandawskie kajdany, więc wyjaśnijmy sobie wreszcie, że to mnie masz, riyash, słuchać!

– Nie krzycz tak – mruknęła zaczepnie. – Jeszcze ci żyłka pęknie.

– Jesteś, kurwa, niesamowita – oceniłem, samemu nie dowierzając.

Stała przede mną skuta, na pewno już zdrętwiała i poobijana. Na twarzy widniał całkiem pokaźny, fioletowy siniak, a warga nie zgoiła się ani ociupinkę, zaś prócz tego dopatrzyłem się kilku zadrapań i zaczerwienień.

– Tylko nie kurwa, kotku – burknęła. – A teraz decyduj. Ciągniemy ten teatrzyk i odliczamy dalej czy może jednak postanowisz pójść po rozum do głowy?

Uniosła pytająco brew w wyczekującym geście. To był, kandaw, żart, tyle że nieśmieszny. Nigdy wcześniej nie spotkałem osoby, która na miejscu Margo wciąż posiadała taki dobry humor, nie tracąc jebanej pewności siebie. Ona miała jeszcze przynajmniej jednego asa w rękawie.

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz