Uchyliłem powieki, czując szarpnięcie. Dookoła nie panowało już oślepiające światło ani mrok. Zamrugałem kilkukrotnie, patrząc prosto w twarz pochylającej się nade mną kobiety o długich, jasnych włosach. Od razu ją rozpoznałem, odwracając głowę z zaciekawieniem w bok i dostrzegając nieruszające się ciało naszego wspólnego wroga.
– Margo – zwróciłem się do towarzyszki po imieniu, próbując się dźwignąć.
– Nie, żebym cię pośpieszała, ale musimy ruszać.
– Dokąd? – Spojrzała na mnie, jakbym bełkotał bez sensu. – Nie wiemy, dokąd ten skurwiel...
– Grenvish – powiedziała. Zamilkłem. Gdzieś już słyszałem to słowo, ale obecnie byłem tak rozbity, że potrzebowałem znacznie więcej czasu niż normalnie, aby połączyć fakty oraz wysunąć logiczne wnioski. – Zabrał ją do Grenvish.
– Skąd wiesz? – Głową wskazała na białowłosą. Nic więcej nie musiała wyjaśniać, nawet jeśli nie słyszałem, aby Rimamorfka wyznała, dokąd zabrano Veronicę. – Powiadom ludzi. Na pewno nie tachał jej taki kawał drogi, aby dać się zajebać.
– Już wezwałam posiłki – powiadomiła, mierząc mnie spod uniesionej brwi. – Kazałam im jechać prosto na miejsce, ale bez nas mają nie podejmować żadnych działań. No, chyba że w ostateczności.
Jeśli zastanawiała się czy dam radę wstać, a także ile sił witalnych mi zostało, musiałem ją rozczarować. Nic, ale to kompletnie żadna istniejąca moc nie umiałaby mnie powstrzymać przed ruszeniem w trasę, nawet wielogodzinną. Przypomniałem sobie bowiem. Grenvish znajdowało się jeszcze dalej niż Bernstorf, w górach, a zimny klimat dawał się we znaki wielu stacjonującym tam początkowo rasom, przez co aktualnie mieszkali w okolicy tylko nieliczni.
– Powiedziała coś jeszcze, zanim ją zabiłaś? – spytałem, nie tłumiąc zaciekawienia.
Marvolena zgrywała twardą przeciwniczkę, a na własne oczy widziałem, że tanio skóry sprzedać nie planowała. Byłem pod olbrzymim wrażeniem zdolności obu kobiet, całkiem inaczej patrząc teraz na personę towarzyszącej mi Półziemianki. Jednak geny odziedziczone po matce znacznie wpłynęły na zdolności kobiety, wyposażając ją nie tylko w rewelacyjny metabolizm oraz umiejętności regeneracyjne bądź możliwość zmiany wyglądu oraz brzmienia, nawet jeśli zarzekała się, że umie imitować raptem kilka tonów.
Margo Gamet potrafiła znacznie więcej, niż mogłoby się komukolwiek wydawać. Umiała władać światłem i nie manipulowała nim tylko na zasadzie rozjaśniania okolicy lub otaczania jej mrokiem. Formowała ze światła fizyczne rzeczy jak bat, którym zadała matce wiele cięgów, a zdawałem sobie aż nadto sprawę, że nie byłem świadkiem całego starcia. W końcu jakoś ją pokonała, wychodząc z walki z kilkoma drobniejszymi ranami.
– Poza wyzwiskami i pluciem jadem? – Przytaknąłem. Nie interesowały mnie prywatne opinie martwej na temat córki. – To nic.
Nic też nie zmieniało faktu, że musieliśmy się śpieszyć. Iskra raczyła wiedzieć, co ten skurwiel robił z moją narzeczoną. Wkurwiałem się na samą myśl, a chociaż Margo przyuważając moje wzburzenie zasugerowała, że poprowadzi, dziś musiałem zdać się na swoje umiejętności. Nawet Sey nie mogłem zaprząc do pracy. Ona, jak na ibota przystało, trzymała się reguł, zaś dzisiaj przepisowa jazda absolutnie nie wchodziła w rachubę. Inaczej Grenvish witałbym po zmroku.
Kilka godzin później szybkiej i w zasadzie nieprzerwanej jazdy minęliśmy znak informujący o dotarciu do miasteczka. W drodze praktycznie nie rozmawialiśmy. Ja byłem zbyt wkurwiony, a Gametówna nie naciskała. Jej również zależało na bezpieczeństwie Very, w końcu jakby na to nie spojrzeć, dziewczyny były sobie bliskie.
CZYTASZ
Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]
ChickLitVeronica marzy, aby zostać uznaną dekoratorką wnętrz. Każdy jej krok skierowany jest do celu tkwiącego na końcu ścieżki marzeń. Niemniej jednak nie rezygnuje ona z życia, korzystając z niego pełnymi garściami. Jeszcze nie ma pojęcia, że każda zaznan...