63. Neigri

234 27 12
                                    

Zawaliłem i to dosyć konkretnie. Pierwszy raz w życiu miałem problem pozbyć się wyrzutów sumienia. Osobiście czy nie, nie zapewniłem bezpieczeństwa dwóm najważniejszym dla mnie osobom, co docierało do mnie z każdą kolejną sekundą. Nieważne czy Vera odpoczywała w łóżku, śpiąc, czy rozmawiała z którymś z nas, czy właśnie opiekowała się Anabelle. Każdą sekundę piętnowała wizja alternatywnej rzeczywistości, w której nie udało się ich uratować.

– Spakowani?

Margo przekroczyła portal, wchodząc tutaj jak do siebie. Owszem, sala szpitalna stanowiła bardziej publiczne miejsce niż sypialnia, ale mogła chociaż upewnić się pukaniem czy jest mile widziana. Najwyraźniej jednak zmiennokształtna nie brała takiej opcji kompletnie pod uwagę.

– Już prawie – odparła czarnula, opuszczając łazienkę. W ręce niosła kosmetyki małej, jakie nabyłem w centrum, zostawiając je raptem na pół godziny pod opieką Gye i córki Oleny. Włożyła rzeczy do dziecięcej torby, nie zamykając bagażu, po czym podeszła do mnie, wyciągając ręce. – O ile tylko Neigri pozwoli mi ubrać Anę, będziemy mogli jechać.

– Sam mogę ją ubrać – stwierdziłem, przypominając, że wcale nie mam dwóch lewych rąk.

Opiekowałem się już córką w każdym aspekcie. Przewijałem, ubierałem, czyściłem, nacierałem, zabawiałem, a nawet karmiłem specjalnie spreparowanym pokarmem, gdy Veronice aplikowano jeszcze leki przeciwbólowe. Po ich zażyciu pod żadnym pozorem Anabelle nie wolno było nawet próbować ssać matczyną pierś.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że visyam nie ma naturalnego pokarmu, co mogło wynikać z niedostosowania się jej organizmu do prędkości zachodzących zmian płodu. Tak twierdziła doktor Iryuoansy, własną hipotezę podpierając konsultacją z prowadzącą Verę w okresie ciąży Amorrestą Serphio. Ostatnie tygodnie bowiem wyczerpały ją cieleśnie do granic, a gdyby nie trafiła do szpitala wskutek wydarzeń wywołanych przez pasierba Hyergo, najpewniej i tak stałaby się pełnometrażową pacjentką kliniki w Dorland.

– A walizki same się zamkną? – spytała retorycznie, nie przestając wyciągać rąk.

Pokręciłem głową. Faktycznie mogła zająć się nimi samodzielnie lub poprosić Margo, ale nie odmówiłbym otwarcie partnerce pomocy. Zapięcie działało wręcz intuicyjnie, a nawet przy wypełnionych po brzegi tobołach było dziecinnie proste, zwłaszcza że nabywając w okolicy bagaże zwróciłem uwagę, aby posiadały też technologię zakrzywienia przestrzeni. Dzięki temu niepozorne torby mieściły więcej. Wystarczyło tak naprawdę zbliżyć do siebie obie części torby, a magnetyczne przysadki zrobiłyby swoje, łącząc automatycznie poły w całość. Niemniej jednak zdawałem sobie aż za dobrze sprawę, że każde z nas chce jak najwięcej nacieszyć się córką.

– Masz rację, zmeeyko.

– Jak zawsze – bąknęła zaczepnie, przejmując ode mnie niemowlę.

Podczas gdy ja zabezpieczałem rzeczy dziecka przed wysypaniem się i zgubieniem, Margo już tachała pakunki Very. Trochę się tego nazbierało, a ona absolutnie nie chciała niczego zostawiać i nieważne, że kosmetyki czy inne przedmioty dla visyam kupiłem też na miejscu. W końcu czarnula nic tu ze sobą nie miała, ponieważ nie przyjechaliśmy na wczasy, a nasz pobyt w górskiej, śnieżnej okolicy został poniekąd wymuszony siłą wyższą.

Gye natomiast od kilku dni siedział w Dorland, powstrzymując swoją rodzicielkę przed przyjazdem do Backstvill. Tego jeszcze nam brakowało do pełni nieszczęść, aby babcia zatruwała nam głowę, wprowadzając własne rządy i zastraszając pracowników tutejszej kliniki. Od siania postrachu byłem ja, zaś Veronica wraz z Anabelle potrzebowały wypocząć w spokoju.

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz