19. Veronica

440 37 38
                                    

Kim trzeba być, aby zasłużyć sobie na miano największego pechowca galaktyki? No, oczywiście mną. Odwiedzająca mnie raczej rzadko mama nie miała już kiedy wpaść z wizytą tylko w momencie, kiedy Neigri Yurdan we własnej osobie posuwał mnie na blacie szafki kuchennej. Pominąć nie mogłam także nad wyraz przejrzystego polecenia, jakie wydałam stanowczo mężczyźnie pośród jęków i szeregu innych rozmaitych odgłosów wypełniających powietrze w całym apartamencie.

Jak nic matka musiała słyszeć to wszystko, a mimo to jak po sznurku doszła do nas. Nawet nić mitycznej Ariadny nie okazałaby się tak precyzyjnym drogowskazem jak moje krzyki. Bolało mnie tylko to, że ostatecznie siedziałam poirytowana brakiem osiągnięcia orgazmu na wprost skonfundowanej rodzicielki w salonie.

– Może masz ochotę na jakieś wafle? – spytałam.

Chciałam bodajby nieznacznie rozluźnić atmosferę. Pewna nie byłam, kto znosił tę sytuację ciężej. Ja, moja matka czy Greadczyk. Yurdan bowiem zasiadł przy mnie, rozpościerając się na siedzisku niczym niekwestionowany pan i władca świata, mową ciała obwieszczając wszem i wobec, że jesteśmy razem. Szczęście w całym tym szeroko rozumianym nieszczęściu, że mężczyzna stanął na wysokości zadania, choć z pewnością ambaras nie zasługiwał na miano perfekcyjnej prezentacji wymarzonego zięcia.

Żywiłam tylko cichą nadzieję, że mama doceni jego starania, kiedy mimo wszystko stawał na uszach, abym to ja prezentowała się właściwie. W sumie on i tak był nagi. Wolałam jednak nie dopytywać, jakie wrażenie wywarł na niej jego całkowity brak krępacji, gdy doprowadziwszy już mnie do porządku, ruszył jakby nigdy nic do sypialni, praktycznie machając jej przed twarzą tym, co raptem minutę wcześniej ze mnie wyjął. Oczywiście zanim ruszył przed siebie, pomógł mi stanąć bezpiecznie na własnych nogach, upewniając się, że nie stracę zaraz równowagi.

Zawsze mogłam też po prostu zemdleć. Chwilowo nawet żałowałam, że nie straciłam wtedy przytomności. Ponoć skandal maskowano zwykle innym nieoczekiwanym wydarzeniem, obok którego nie można było przejść obojętnie. Zaczerpnęłam oddechu, nieco spuszczając wzrok. Za żadne skarby świata i galaktyki nie chciałam obecnie patrzeć rodzicielce w oczy. Rety, jak bardzo czułam się teraz zażenowana, wiedziałam tylko ja.

– Może... zostańmy przy kawie – odparła nieco sztywno. – A pan nic nie pije?

Zerknęłam na Neigriego, w oczy wbijając niemą prośbę, aby po pierwsze nie zabił mi matki, a po drugie zachowywał się grzecznie i kulturalnie. Spięłam się mimowolnie, gdy kciukiem pogładził skórę dłoni, jaką chował we własnej.

– Nie przepadam za kawą – poinformował zwięźle. – Poza tym już się posiliłem.

– Nie da się ukryć – zripostowała automatycznie. Przyjęła przy tym taką minę, że gotowa byłam zapaść się pod ziemię. Już chyba wolałabym, aby nakrył nas ojciec. Albo Cise. W sumie ktokolwiek inny byłby lepszą alternatywą niż ona. – No, więc... często pan tu bywa?

– Ostatnio...

– Mamo, stało się coś, że przyjechałaś... tak nagle... bez zapowiedzi? – weszłam mu w słowo, bojąc się usłyszeć, co powie.

Chyba najgorszą możliwą odpowiedzią byłoby szczere wyznanie, że w zasadzie mieszka tu od kilku dni, nawet jeśli wcześniej nie zdawałam sobie z tego do końca sprawy. Być może nie byłoby problemu, gdyby moja mama nie żyła w przekonaniu, że jestem cały czas w związku z Robertem. Teraz natomiast wyglądało to tak, jakbym puszczała się na prawo i lewo, co najmniej dwóch amantów trzymając przy sobie.

– No, wiesz... Mamy piątek – powiadomiła, jakby ten fakt tłumaczył wszystko.

I tłumaczył. Przez ostatnie wydarzenia kompletnie zapomniałam, że w piątki spotykałam się z mamą na porannej kawie i ploteczkach. Zwykle wybywałyśmy gdzieś na miasto, ale podczas mojej ostatniej wizyty w salonie umówiłyśmy się, że mama podjedzie do mnie. Ona, podobnie jak Gye, posiadała klucz do mieszkania w czipie pod paznokciem, więc weszła bez trudu.

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz