55. Veronica

231 26 10
                                    

Po zaprezentowanych przez Gyannę rewelacjach przeszła mi ochota odwiedzać nagrobek Veneni. Co prawda nie dawałam wiary tym twierdzeniom, uważając je za zwyczajną niedorzeczność, ale wykluczyć ich także nie mogłam. Moja ekspiastunka multum razy powtarzała mi, że chciałaby mieć córkę taką jak ja oraz uważa mnie za swe jedyne dziecko, lecz jej słowa cechowała czuła niewinność. Tak nie postępował nikt, kto pragnął cudzej śmierci.

– Pani Veronico? – Pytający ton głosu towarzyszącej mi Kito rozbrzmiał w uszach, gdy wyszłam z rodzinnego domu, na autopilocie zmierzając do mereny. Nie zostałam w posiadłości długo, ponieważ potrzebowałam uporać się z natłokiem myśli, poukładać sobie wszystko na nowo oraz od podstaw, a nasza konwersacja i tak dobiegła końca. Zmierzyłam Catosiankę, czekając, co powie. – Dziękuję.

Uniosłam wyżej brew, po czym skinęłam głową. Bez słowa riposty odwróciłam się na pięcie, kontynuując drogę do aerocaru. Ostatnim, na co miałam teraz ochotę, była pogaduszka z kobietą, której po prawdzie nawet nie lubiłam. Nie kłamałam w gabinecie i absolutnie pod żadnym pozorem nie zamierzałam udawać, że było inaczej.

Proponuję umówić wizytę u lekarza specjalisty, zasugerowała Bo, gdy tylko zasiadłam na miejscu kierowcy. Zlustrowałam panel, zastanawiając się czy nawet bezosobowy ibot był przeciwko mnie. Poziom hormonów...

– Jest za wysoki – odparłam nieco złośliwie. – Tak, wiem, Bo.

Chcesz o tym porozmawiać? Pytanie zadane przez ibota brzmiało jak recytowane w gabinecie psychiatry podczas sesji, na której pacjent miał rozpracować swoje traumy. Różnica polegała na tym, że zamiast leżeć na wygodnym szezlongu, zasiadałam w fotelu, a rolę mojego psychoterapeuty pełniła bezduszna machina wzbogacona w sztuczną inteligencję. Pokręciłam głową, przesłaniając na krótki moment oczy.

– Po prostu jedźmy, Bo – stwierdziłam podłamana.

Jak sobie życzysz, Veronico Fernboosh, odparła, tym samym zapewniając mnie o gotowości spełnienia mych zachcianek. Mam uruchomić autopilot?

– Poprowadzę sama – zadecydowałam stanowczo.

W rzeczywistości potrzebowałam zająć myśli albo raczej wyzbyć się ich, oczyszczając umysł. Chciałam przynajmniej w drodze do apartamentu nie skupiać się na całym tym bałaganie, jaki się wokół zrobił. Opuściłam posesję, niezmiennie działając na autopilocie. Drogę do mieszkania znałam na pamięć, więc nie musiałam się zanadto skupiać na poszczególnych manewrach. Z tym, że w mieszkaniu nic mnie nie czekało.

Neigri wraz z Margo udali się na misję. Nie potępiałam ich za niestandardowe godziny pracy i bezsenne noce, bo naprawdę życzyłam im powodzenia. Współczułam zarówno porwanym kobietom, jak i ich rodzinom, chociaż nie zgadzałam się z punktem widzenia tej dwójki. Uważałam, że najbliżsi również nieodnalezionych jeszcze zaginionych powinni poznać prawdę, dowiadując się, dlaczego ich córki, siostry, partnerki, a może nawet matki zniknęły bez wieści bądź ostrzeżenia. Należało im się bodajby słowo wyjaśnienia, dlaczego najprawdopodobniej nie wrócą, nawet jeśli jakimś cudem zostaną odnalezione oraz odbite z łap porywaczy.

Neigri nie zgadzał się z tym, chyba w tej tylko jednej kwestii przyjmując z Margo ten sam front. Każda inna sprawa stanowiła dla nich punkt sporny oraz zapalnik do zwady. Zmiennokształtna posiadała twardy charakter, wypracowany niełatwym życiem głównie na ulicy, a Neigri poza Torisem uznawał jedną władzę. Własną. Pomimo wszystko jednak dogadywali się w mocno specyficzny, nietuzinkowy sposób, większość czasu po prostu sobie wzajemnie dogryzając. Niemniej jednak ten problem ich zespalał.

Kątem oka zerknęłam na półeczkę przy desce rozdzielczej i panelu komunikacji z Bo, kiedy nikłe światełko przykuło moją uwagę. Zupełnie zapomniałam o fleperze wrzuconym tam, gdy tylko wsiadłam do wozu jeszcze pod apartamentowcem. Nawet nie wniosłam komunikatora do rezydencji ojca, ale w sumie nic mu tutaj nie groziło. Moja merena posiadała nowoczesny system zabezpieczeń przed włamaniem oraz kradzieżą. Cóż, tata nie zapłacił mało za ten prezent, nawet jeśli oficjalnym darczyńcą uznano matkę.

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz