O Neigrim mogłam powiedzieć już całkiem sporo. Bez cienia wątpliwości był furiatem i gwałtownikiem, a także niecofającym się przed brudną robotą sadystą. Jednak nadal posądzałam go o posiadanie bodajby kilku zdrowych klepek, czyniąc to aż do teraz. Rozglądając się dookoła, wciąż nie dowierzałam, że to dzieje się naprawdę.
Żałowałam jednego. Nigdzie nie dostrzegałam własnego odbicia, a wyraz twarzy musiałam mieć co najmniej obłędny, stojąc pośrodku ogromnego pomieszczenia urządzonego w dość niekonwencjonalny sposób. Każdego mego kroku zdawał się strzec blondyn, który przywiózł mnie tu, z uporem maniaka nie pozwalając sobie przegadać, że przecież wystarczyło przeprogramować kody dostępu do apartamentu. W końcu właścicielem tego piekielnego budynku był nie kto inny jak on sam we własnej, równo porąbanej osobie.
Bądź co bądź stałam w pokoju, który chyba miał pełnić funkcję salonu. Pokój dzienny zdawał się jednak dość ciemny, nie odstając względem tego od reszty domu, chociaż w zasadzie niewiele jeszcze widziałam. Główne wejście prowadziło do ogromnego holu z gargantuicznymi wręcz schodami wiodącymi na piętro, które wyglądały, jakby użytkować miało je wojsko, hordami wysyłając żołnierzy na front zlokalizowany ponad głowami.
Już w holu panował półmrok, a kolory zdobiące ścianę oraz podłogę należały do ciemnych i zimnych, zaś nigdzie nie doszukałam się czegokolwiek świadczącego o przynależności do właściciela. Yurdan nie zawiesił nawet jednego durnego obrazu, nie postawił posągu czy bodajby kwiatka. Wymagania miałam już niewielkie, więc mógłby być nawet ususzony i na wpół zdechnięty, nie szkodziłoby, ale żeby coś, cokolwiek wskazywało, że on tu naprawdę mieszkał. Nic. Tylko drewno i... nie do końca wiedziałam, co stanowiło główny materiał konstrukcyjny ścian, bo z pewnością posesja nie została wzniesiona z cegieł.
Salon nie prezentował się lepiej. Przeciwnie wręcz, miałam ochotę stanąć i się rozwyć. Jeśli Neigri sądził, że zamieszkam z nim tutaj, naprawdę musiał mieć ostro nie po kolei w głowie. Ściany nie różniły się od tych z holu, który oprócz na piętro prowadził też tutaj, do salonu i dalszej części mieszkalnej, a także w drugą stronę, gdzie urzędowała podobno służba. Już wcześniej podejrzewałam, że określił tak swoich wiernych kafarów, aczkolwiek aż do teraz brakowało mi dowodów, iż nikt po domu prócz stada mężczyzn się nie plątał.
Jednak nie wiedziałam co gorsze. Ciemny salon ze ścianami zachowanymi w barwach czerni oraz ciemnego brązu, meble wołające o pomstę do nieba czy rozłożony na całej podłodze, z pewnością niezwykle urokliwy dywan w kolorze amarantowym. No, jak rodziców kochałam, stałam właśnie na swoistym połączeniu czerwieni z fioletem współtworzącym intensywny, ciemny róż. To już moje wolfrium prezentowało się mniej ostentacyjnie w chwilach nagłego, silnego podniecenia. Aż bałam się oglądać resztę posesji, oczami niemal kulając się po każdym niewielkim włosku wplatanym w twór pokrywający podłogę.
– Czy to jest... krew? – spytałam bez przekonania.
Palcem wskazałam dolną część ściany przy przejściu do pomieszczenia, które już stąd nazwałabym kuchnią. Lub kuchennym aneksem. Kilka blatów, jakieś niewielkie, więzienne okienko, w którym brakowało wyłącznie krat i urządzenie przywodzące na myśl minizaparzacz, a także kilka sztuk szklanek niedbale odstawionych obok. Ciemnobrązowy twór przypominający panel został dodatkowo ozdobiony czerwonymi kropkami.
– Raczej – odparł stosunkowo obojętnie Neigri. Przesunęłam na niego przerażony wzrok, rejestrując, jak drapieżnie rozciągnął usta, z nonszalancją wzruszając ramionami. – Musiało się trochu bryznąć.
– Musiało... bryznąć? – podpytałam, nie dowierzając własnym uszom. – Jaja sobie ze mnie robisz?
– Nie śmiałbym, zmeeyko.
CZYTASZ
Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]
ChickLitVeronica marzy, aby zostać uznaną dekoratorką wnętrz. Każdy jej krok skierowany jest do celu tkwiącego na końcu ścieżki marzeń. Niemniej jednak nie rezygnuje ona z życia, korzystając z niego pełnymi garściami. Jeszcze nie ma pojęcia, że każda zaznan...