Jebane imprezy, pomyślałem poirytowany, odczytując wiadomość od Moltega. Jednocześnie zastanawiałem się czy moja Vera czegoś przypadkiem nie zażyła. Ponoć nie dała sobie przetłumaczyć, że lepszą alternatywą jest zostanie w domu. Będę musiał się z nią solidnie rozmówić, wytyczając pewne granice, ewentualnie idąc na kompromis. Przecież tylko nie chciałem, aby coś się jej stało. Ona nawet sobie nie zdawała sprawy, że jako dziedziczka Fernbooshów stanowiła dla wszystkich łakomy kąsek.
Umyłem się dokładnie przed opuszczeniem posesji. Fakt, że Toris widział mnie w trakcie wideorozmowy zakrwawionego, nic nie znaczył. Nawet nie drążył, dopytując. Możliwe że domyślał się, snując w głowie ciekawe teorie, ale równie dobrze mógł uznać, iż mój aktualny wygląd odzwierciedla powierzony zakres obowiązków. Czasem wszak trzeba było komuś wpierdolić, zaś czystą przyjemnością cieszyłem się, torturując młodego Hyergo i jego koleżkę.
Przy okazji dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Nie zamierzałem jeszcze mieszać we własne śledztwo nikogo, nie licząc Oleny. Potrzebowałem więcej danych, a przede wszystkim musiałem sprawdzić te wykrzyczane przez skatowanego Ziemianina, Alexa Gameta. Wbrew pozorom ta sprawa już okazywała się sięgać głębiej, aniżeli ktokolwiek wcześniej zdawał się przypuszczać. Istniało prawdopodobieństwo, że nawet moja nowa znajoma nie znała wszelkich szczegółów, bowiem ona również działała z ramienia społeczności Rimamorfów.
Gdy zajechałem przed klub, słońce schowało się już za linią horyzontu. Drogę oświetlały samowystarczalne kryształy zawieszone w przeźroczystych obudowach niczym świetliste chorągwie. Cały czas dawały poblask, jaki nasilał się wraz z narastającymi wokół ciemnościami, przez co sprawdzały się perfekcyjnie w powierzonej im roli. Zaparkowałem merenę w miejscu wyznaczonym dla mnie, spoglądając pobieżnie na białe cudo pewnej pyskatej damy, po czym zgrabnie wyminąłem kolejkę.
– Zaraz! – zawołał za mną jakiś typ. – Nie wolno tak...
Obróciłem się, wykonując raptem niepełny skręt tułowiem. Stosunkowo niewielki jak na mężczyznę Ziemianin usiłował mnie zatrzymać, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, z kim rozmawia. Zmarszczyłem czoło, mrużąc oczy i zerkając na Kipondantrianina, który w przeciągu sekund znalazł się między nami, chłopaczka przesłaniając ciałem.
– Milcz, dzieciaku – nakazał zdenerwowany, po czym przeniósł uwagę na mnie. – Najmocniej pana przepraszam, panie Yurdan. Świeżak jeszcze nie...
– Naucz go listy osób, które wchodzą tutaj bez kolejki – żachnąłem. – Następnym razem sobie go odpytam.
– Będzie umiał – zagwarantował, celowo zasłaniając chłopaczka. – Wszystkiego osobiście go nauczę, panie Neigri.
– No, ja myślę.
Nie słuchałem, co jeszcze mówił. Kinto był świetnym pracownikiem i wcale nie dziwiło mnie, że Thyer przydzielił mu ucznia. Młody natomiast powinien przyłożyć się do nauki, aczkolwiek wbrew pozorom zyskał w mych oczach, nie bacząc, że zwyczajnie jestem większy i bardziej napakowany. Już teraz zanosiło się, że obowiązki pełnić będzie sumiennie oraz rzetelnie, zaś taka ekipa świetnie wróżyła interesom Laterny. Tylko dlatego nie skróciłem bezimiennego chłopaczka o głowę.
Głośna muzyka rozbrzmiała w uszach. Tych kawałków z całą pewnością nie znałem. Jakaś muzyka elektroniczna chyba, jeśli się nie myliłem. Leskav, tutejsza gwiazda zajmująca miejsce przy konsoli, nie musiał chyba nawet wiele się wysilać, aby to coś miksować. Bit i rytm brzmiały świetnie. Sam miałem ochotę ruszyć w tan, zwłaszcza że nieco mroczne brzmienie odpowiadało nutom wygrywanym na Grei przez mych pobratymców. Rozejrzałem się pobieżnie, ale Vera zdecydowanie nie bawiła z koleżanką tam, gdzie zasiadały ostatnio.
CZYTASZ
Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]
Жіночі романиVeronica marzy, aby zostać uznaną dekoratorką wnętrz. Każdy jej krok skierowany jest do celu tkwiącego na końcu ścieżki marzeń. Niemniej jednak nie rezygnuje ona z życia, korzystając z niego pełnymi garściami. Jeszcze nie ma pojęcia, że każda zaznan...