13. Veronica

527 38 35
                                    

Dlaczego nagle z sekundy na sekundę moje uporządkowane życie stanęło na głowie? Co takiego zrobiłam nie tak, aby zasłużyć sobie na ambaras, w środku którego nagle się znalazłam? Rozważałam i roztrząsałam, przetrzepując ostatni okres mojego życia, ale w zasadzie nie wpadłam na żaden logiczny pomysł. Moim zdaniem trochę zbyt mało zawiniłam, wpadając tamtego dnia na Neigriego Yurdana. Owszem, aż nadto zdawałam sobie sprawę, kim jest. Po prostu zorientowałam się ciut zbyt późno.

– Vera, to nie jest normalne – zakomunikowała z mocą moja przyjaciółka, przysiadając obok na łóżku. Zrobiła to tak, jakbym już o tym nie wiedziała. Chciałam odpowiedzieć jej sarkastycznie, ale naprawdę opatrzone znakiem zapytania ani nie zauważyłam nie przemknęło przez lekko rozchylone wargi. – On nie zwiastuje niczego dobrego.

– Przecież wiem – stwierdziłam wreszcie, wbijając wzrok w jej.

Siedziałyśmy z Cise same w sypialni. Łaskawie pozwolono jej wejść, choć obecność Ryccianki w mieszkaniu chyba nie wzbudzała entuzjazmu strzegącego mnie chwilowo kafara. Niemniej jednak po moim stanowczym żądaniu zostawił nas we dwie, obwieszczając, gdzie będzie. Salon zdawał się zamienić w dziuplę typów spod ciemnej gwiazdy, nawet jeśli na polecenie Szefa aktualnie przesiadywał tam tylko jeden.

Molteg od wczoraj nie wyszedł z mojego apartamentu, ostrzegając w pewnym momencie, że ma czujny sen. O dziwo, tak chyba właśnie było, bo gotowa byłam przysiąc, że podpierając ścianę na wprost łóżka, spał bądź przynajmniej drzemał. Bałam się jednak to zweryfikować, co rusz sunąc tylko wzrokiem po niewidocznej w większości twarzy mężczyzny. Głowę miał bowiem spuszczoną, ręce skrzyżowane na wysokości podbrzusza, a na nosie standardowo przesłonę.

– Boję się o ciebie – wyznała, przygryzając wargę. – Mniej się martwiłam, gdy mówiłaś, że chyba ktoś... No, wiesz – rzuciła, spoglądając w kierunku drzwi, jakby oczekiwała wkraczającego do środka Moltega. Albo Neigriego we własnej osobie. – Czemu twój tata pozwolił mu zostać?

Jej wyznanie brzmiało absurdalnie. Wtedy zaczęłyśmy zakładać, że stanę się kolejną ofiarą bezimiennego, nieuchwytnego porywacza młodych panien. Teraz chociaż wiedziałam, na czym stoję, lecz ziemia pod nogami zdawała się rozmokła. Bądź co bądź, jeśli wcześniej przyjaciółka martwiła się mniej aniżeli teraz, sprawa rysowała się w iście mrocznych barwach.

Dodatkowo zauważyłam zmianę w jej zachowaniu. Wczoraj była bojowniczką awanturującą się o wszystko, podczas gdy dziś ledwie nieśmiało uprosiła Moltega, aby ten ją w ogóle wpuścił za próg. Nie drążyłam, domyślając się prawdy. Jej ojciec pracował dla Yurdana, więc z całą pewnością zajął stanowisko, obsztorcowując córkę. Nawet jeśli sam Szef się nie poskarżył, bo pewnie i szkoda było mu czasu na wywlekanie brudów, Vieme lub Gye donieśli uczynnie, co miało miejsce w mym apartamencie.

– Też się nad tym zastanawiam – przyznałam szczerze, spuszczając niżej głowę. Alcisare wiedziała już o wszystkim. Nic innego nie mogłam jej powiedzieć. – Mam tylko nadzieję, że... A co, jak Yurdan zastraszył go wcześniej w jakiś sposób? – wyszeptałam cicho pytanie, czyniąc to z dozą przerażenia.

Zmarszczyła brwi, lustrując mnie. Szczęśliwie przynajmniej wcześniej pomogła mi się ogarnąć, z niewielką pomocą Moltega prowadząc mnie do łazienki. Nie mogłam zażyć kąpieli z prawdziwego zdarzenia, bo nie wolno mi było zmoczyć ustrojstwa okrywającego znaczną część nogi, ale chociaż się odświeżyłam. I przebrałam. Powoli zaczynałam czuć sama siebie.

– Sądzisz, że go zaszantażował? – spytała. – W sumie z jego reputacją nic w tym dziwnego, ale... Prawdę mówiąc, twój tata nie sprawiał wrażenia przerażonego.

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz