Chwilę trwało, zanim otrząsnąłem się z zasłyszanej rewelacji. Ta kobieta mogła okazać się zgubą, aczkolwiek z drugiej strony patrząc, może to i lepiej, że coś ją z Moltegiem połączyło. Mimo wszystko nie zamierzałem się mieszać, szczególnie jeśli ten związek nie rzutował w żaden wymierny sposób na moje życie. Choć może się myliłem. W sumie aż do teraz nie zdawałem sobie sprawy z istnienia tej relacji.
Postanowiłem skupić się na własnej. Hagajczyk miał rację. Każdą chwilę z ukochaną należało celebrować, a my zwyczajnie się pokłóciliśmy i jak obrażone dzieci rozeszliśmy w różne strony. Przy czym po prawdzie to ja zasługiwałem na miano rozwydrzonego bachora. Owszem, byłem wściekły, ledwie panując nad sobą, przez co nie umiałbym spędzić czasu z moją wybranką, nie siejąc pożogi, lecz skoro chciałem dziecka, powinienem jej udowodnić, że jestem dojrzałym mężczyzną oraz doskonałym wyborem na ojca.
Idea przejażdżki odeszła w zapomnienie. Miałem cel, który przyświecał mi w sumie nie od dziś, lecz teraz dopiero zdołałem oczyścić umysł, aby dostrzec jego głębię. Zaprzeczać nie mogłem, że ta przypadkowa rozmowa mocno mi pomogła, odkrywając przede mną prawdy, jakich wcześniej nie zauważałem. Ruszyłem przed siebie, kierując kroki z powrotem do środka. Miałem nadzieję, że visyam nie zrobiła nic głupiego i po prostu ułożyła się już w łóżku.
Przystanąłem przed portalem prowadzącym do sypialni w odległości większej niż krok. Nie chciałem jeszcze aktywować przejścia. Przymknąłem oczy, wsłuchując się w bicie własnego serca. Wciąż dudniło, choć słabiej niż podczas kłótni, pompując z niemałą mocą czarną krew przepływającą przez żyły. Odetchnąłem, czerpiąc powietrza i w głowie układając konspekt bodajby na zgrabny początek rozmowy.
Pokonałem portal, wchodząc do środka pokoju, w którym panowały ciemności rozpraszane przez blade oświetlenie. Nigdzie nie dostrzegłem visyam, a pościel sprawiała wrażenie nietkniętej. Chciałem się już wycofać, aby poszukać jej w innych częściach rezydencji, lecz coś pchnęło mnie w przód. Nie wadziło sprawdzić łazienki.
Kilka kroków później przejście otwarło się z cichuteńkim szmerem, którego brunetka na pewno nie zarejestrowała. Jej cichy szloch rozdarł moje serce, a gdy wszedłem głębiej, szybko zlokalizowałem ją siedzącą w kabinie akustycznej z podkurczonymi nogami i twarzą schowaną w dłoniach. Plecy podpierała o jedną z barier, bokiem przylegając do drugiej, jakby ten kąt gwarantował jej bezpieczeństwo, jakim ja nie zdołałem jej otoczyć.
– Visyam – szepnąłem, słysząc, jak zaciąga się powietrzem. Zamarła, czekając na mój kolejny ruch. Kilka sekund później klęczałem przy niej, zagarniając w objęcia. Dobrze, że nabywając akustyka, zdecydowałem się na model z dużą, szeroką kabiną, bo dzięki temu bez problemu mieściliśmy się tutaj oboje w tym ułożeniu. – Visyam, przepraszam – powiedziałem, gładząc ją i tuląc bez przerwy. – Nie chciałem cię zranić. Po prostu bardzo chcę mieć z tobą dziecko. – Pocałowałem ją. – Zamroczyło mnie, totalnie mnie, kandaw, zamroczyło. Zaczekam, jeśli chcesz – obiecałem. – Boli mnie to, ale dla ciebie gotów jestem czekać.
Nie powiedziałem nic więcej. Po prostu byłem obok, pozwalając Veronice wypłakać się. Czułem, że trudno jej zapanować nad emocjami. Zresztą nie pierwszy raz szlochała w moich ramionach. Sukcesem uznałem zmianę pozycji, kiedy wtuliła się we mnie, w mym torsie skrywając zalaną łzami twarz. Jakimż ja byłem gnahdu, skoro nie tylko pozwoliłem ją zranić, ale sam tego dokonałem? Ogromnym.
Minęło sporo czasu, a odnosiłem wrażenie, że wcale się nie uspokaja. Nadal płakała, nadal pociągała nosem, a konwulsje w dalszym ciągu wstrząsały obejmowanym przeze mnie ciałem. Pomimo wszystko nie wstałem, zostawiając ją samej sobie. Miałem być wsparciem, którego potrzebowała, a chciałem też pokazać partnerce, że umiałem nim być.
CZYTASZ
Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]
ChickLitVeronica marzy, aby zostać uznaną dekoratorką wnętrz. Każdy jej krok skierowany jest do celu tkwiącego na końcu ścieżki marzeń. Niemniej jednak nie rezygnuje ona z życia, korzystając z niego pełnymi garściami. Jeszcze nie ma pojęcia, że każda zaznan...