52. Neigri

219 28 4
                                    

Veronica spięła się natychmiast, jak tylko usłyszała wieści o przylocie babci. Wcześniej już dostrzegłem, że myśl o tej kobiecie działa na nią wybitnie skrajnie. Z jednej strony cieszyło ją przybycie seniorki, a z innej przerażało. Gyanne odznaczała się bowiem ściśle statecznymi, ugruntowanymi przekonaniami, zaś jej zdanie cały ród Fernbooshów miał respektować jako święte. Tymczasem my oczekiwaliśmy wciąż nieślubnego brzdąca.

Odwiozłem partnerkę do apartamentu. Potrzebowała odpoczynku oraz wytchnienia a nie zmartwień, ale mimo najszczerszych chęci nie umiałem wyplenić z niej obaw. Likwidacja źródła lęków także tym razem nie wchodziła w rachubę. W końcu nie targnąłbym się na życie osoby ważnej dla mojej visyam, nawet jeśli jej istnienie wiązało się z kłopotami. W przeciwnym wypadku dawno wyrżnąłbym w pień pół Dorland, bo skoro nie zawahałbym się urżnąć łeb takiej Cise, musiałbym wyprawić do pałacu Iskry więcej podobnych Rycciance dusz.

– Powinnaś się przespać, zmeeyko – zasugerowałem, gdy wkroczyliśmy na platformę transportową. Odruchowo już oplatałem ją ramieniem, aczkolwiek nadal w pamięci miałem incydent związany z jej złamaną nogą. Strzeżonego Iskra strzegła. – Regeneracja dobrze ci zrobi.

– Regeneracja? – obruszyła się. – Czy ty w ogóle masz pojęcie, ile ja musze jeszcze spraw ogarnąć?

– Twoje zdrowie...

– Jest najważniejsze, tak, wiem – przerwała mi podniesionym głosem. Gestykulowała tak intensywnie, że bałem się przez moment, iż to właśnie któreś machnięcie ręką zaburzy jej równowagę, przez co mocniej docisnąłem brunetkę do siebie. – Ale nie mogę tak po prostu rzucić wszystkiego w cholerę, Neigri. Ślub za kilka dni, ja mam do ogarnięcia jeszcze dwa duże projekty, a gdzie reszta?

Cmoknąłem partnerkę w skroń. Jak na mój gust zbytnio się tym wszystkim przejmowała. Naprawdę uważałem, że powinna przystopować i wrzucić na luz. Sam też miałem górę obowiązków do dopilnowania, a także spraw do ogarnięcia, ale nie przedkładałem ich ponad nas. Istniały najważniejsze cele, święte obowiązki, sprawy ważne i cała reszta.

– Zmeeyko, myśl o priorytetach – przemówiłem łagodnie. – Nie wszystko jest istotne. Na skończenie projektów masz jeszcze ponad tydzień, a ślub dopiero za trzy dni.

– A poród? – spytała, wbijając we mnie zielone spojrzenie. – Za ile urodzę? Masz jakiś wyznacznik? Bo z tego, co się dziś dowiedziałam, przeżyłam pięć miesięcy w dwa tygodnie! Co z tego, że ślub za trzy dni? – zbombardowała mnie pytaniami. – Masz jakąkolwiek gwarancję, że wcześniej nie urodzę?

Niewiele dzieliło ją od krzyku. Była poruszona i kompletnie się z tym nie kryła, ale posiadała do tego prawo. Rozumiałem jej zaszokowanie, a do wszystkiego dokładałem hormony mające udział w wahaniach nastrojów. Jej emocje przywodziły na myśl huśtawkę równoważną bujającą się z prędkością gibkiej kawalkady wzniesionej w parku rozrywki. Ileż to razy ocierałem visyam łzy bez większego powodu lub próbowałem dociec, co właściwie rozśmieszyło ją w głos?

Zeszliśmy z platformy, stając na pewnym gruncie naszego piętra. Zamiast ruszyć wzdłuż korytarza, objąłem ją, pozwalając wtulić twarzą w mój tors. Dłoń przesunąłem wolno w górę, aby kolejno pogładzić przesłonięte materiałem stroju plecy w dół. Veronica zadrżała, zaś ja liczyłem się z kolejnym atakiem emocjonalnego załamania.

– Na jakie lody masz ochotę? – pochyliwszy się, szepnąłem jej do ucha.

Uniosła głowę, świdrując mnie załzawionym spojrzeniem. Wnętrze drugiej dłoni przytknąłem do jej policzka, lekko gładząc opuszkami palców. Kiedy już traciłem nadzieję, uśmiechnęła się lekko, prawie niewidocznie, niosąc ulgę. Bałem się już, że zasłyszę reprymendę. Proponowałem jej deser, bagatelizując problemy wagi państwowej, o ile nie międzyplanetarnej bądź galaktycznej, ale los szczęśliwie okazał się łaskawcą. Skinęła głową, przystając na propozycję.

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz