66. Veronica

246 24 4
                                    

Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Mimo że już trochę lat na karku miałam, wciąż przyswajałam wolno tę prawdę. Przynajmniej sprzątać po przyjęciu nie musiałam, kiedy goście wreszcie rozjechali się do swoich domów, wykorzystując w tym wypadku maksymalnie Kasverę. I chociaż gosposia ani trochę się nie skarżyła, doskwierały mi drobne wyrzuty sumienia, ale naprawdę ze zmęczenia padałam powoli na twarz.

- W sumie mogliśmy dać ją na noc Gye - obwieścił Neigri, pocierając twarz.

- Zaraz się uspokoi - stwierdziłam, ale nawet w moim głosie było słychać, że marzę już tylko o łóżku i poduszce. Nawet seks mogłam sobie dziś odpuścić, choć bardzo chciałam. Liczyłam wręcz cicho, że będę w stanie dopuścić do siebie Neigriego, bo rana nic a nic nie doskwierała. Cuda współczesnej medycyny, nawet jeśli bliznę miałam nosić do końca życia. Niby można było usunąć ją laserem, ale mi nie przeszkadzała, a Neigri wręcz stawał się gotowy do akcji, patrząc tylko na nią. - Może naszykuj jej gorący kocyk?

- Już naszykowałem - powiedział, podając mi materiał.

Krzyk małej słychać było na pewno w całym domu. Dobrze, że ochrona nie reagowała, bo zaglądaliby teraz do nas notorycznie. Przykryłam Anabelle, układając ciepłą stronę na brzuszku, a drepcząc w tę i z powrotem po pokoju, kołysałam ją delikatnie. Jakby tego było mało, po pokoju kręcił się szczekający piskliwie Venus, wzmacniając harmider. Gotowa była przysiąc, że domaga się pomocy swojej ukochanej pani, ale z drugiej strony mógł po prostu wtórować jej wrzaskom dla własnego, pokręconego komfortu.

- A herbatka?

- Kazałem Kasverze przygotować zioła - poinformował, biorąc ode mnie małą. - Ciii, skarbie... Brzuszek nie daje spać?

- Może jest głodna?

- Przecież jadła - odparł, ripostując natychmiast.

- Ta mieszkanka musi być niedostosowana - wyrzuciłam z siebie, prawie włosy rwąc z głowy. Odgoniłam Venusa, który plątał się pod nogami, piszcząc i ujadając na zmianę. - Biorę ją jutro do lekarza. Tak nie może być.

- Podaj mi flepper - polecił, kołysząc małą i spacerując z nią po sypialni.

- A co? Masz tam skuteczny patent na ciszę? - zadrwiłam. Zerknął na mnie, a z oczu mężczyzny wyczytałam, że był tak samo zmęczony i bezradny, co ja. - Przepraszam. Po prostu...

- Wiem, visyam. - Cmoknął mnie w skroń, odbierając komunikator. Kolejna salwa ryku rozcięła powietrze dosadniej niż błyskawice w burzową noc. Zielonego pojęcia nie miałam, skąd taki maluch ma tyle sił w płucach, ale wiedziałam, co będzie robić w życiu. Ustawiać ludzi. Ana miała niecałe trzy tygodnie, a nas rozstawiała po kątach samym płaczem. Z taką praktyką nie mogła ponieść klęski. - Rusz tu do mnie dupę, ale już - warknął groźnie do komunikatora, łącząc się z kimś, kto nawet nie zdążył słowem się odezwać.

Widziałam ruch charakterystyczny dla rozłączenia się, po czym podał mi sprzęt. Przejęłam flepper, ściskając go w dłoni. Komunikatora w zasadzie nie powinno tu być, a Neigri chyba w pośpiechu odłożył go na półkę, gdy oboje zaczęliśmy obskakiwać córkę. W drugą rękę wzięłam iskala, nieco się wysilając, aby utrzymać pupila i donieść go do kojca. Nie chciał zrozumieć, że taki maluch nie powinien teraz kręcić się nam pod nogami, musiał poczekać na koniec akcji w bezpiecznym miejscu, które wytyczyliśmy mu tutaj, zanim Neigri wniósł tu łóżeczko małej.

- Nie jesteś zbyt...

- Visyam, teraz nie ma zbyt - wszedł mi w słowo, prezentując własną perspektywę. - Takie pojęcie aktualnie nie istnieje, zwłaszcza w jej słowniku.

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz