31. Neigri

356 32 49
                                    

Veronica przelewała się przez palce, a temperatura sięgała zatrważających wartości, rosnąc nieprzeciętnie szybko. Lekarz zjawił się u nas w ostatnim momencie, wyraźnie komunikując, co stałoby się, gdyby powiadomiono go nieznacznie później. Zaś zaaplikowanie visyam na wszelki wypadek prócz lekarstwa uniwersalnej odtrutki potwierdziło, że została ona zwyczajnie przez kogoś otruta.

– Kto to, kandaw, zrobił? – wycedziłem pytanie, nie maskując wściekłości. – Rebel?

– Sprawdzimy cały monitoring, szefie – zabrał natychmiast głos, deklarując bezzwłoczne poszukiwanie winowajcy. – Każę również przebadać próbki całego jedzenia, jakie...

– Przyprowadźcie Kasverę – rozkazałem.

Rebelscar skłonił posłusznie czułkami, machnięciem ręki wskazując przebywającym z nami dwóm mężczyznom wykonać zadanie. Dwoma palcami przypominającymi nożyce zachrzęścił groźnie. Szczerze wątpiłem, ażeby Xailerianka maczała w tym palce, jednak nie mogłem ufać nikomu, a ona jako jedyna posiadała dostęp do wszystkich posiłków serwowanych w domu. Aczkolwiek też szczerze wątpiłem, ażeby pracując dla mnie już kolejny rok, zdecydowała się podjąć ryzyko, szczególnie po lekcji udzielonej wszystkim pracownikom, nie tylko Verze, gdy torturowałem Yartegova. 

Nie pojmowałem, dlaczego ktoś chciałby skrzywdzić moją Veronicę. Tymczasem odkąd związałem się z nią, miejsce miały dziwne zdarzenia. Tu otrzymała w prezencie orcynoks, tam jakiś bezimienny typ zamierzał ją uprowadzić, a teraz jeszcze to. Zapominać też nie mogłem o Margo Gamet i jej włamaniu na zaplecze Laterny. 

W pamięci usiłowałem odtworzyć moment, kiedy Veronica mogłaby spożyć truciznę, którą medyk określił jako powszechnie występującą na Ziemi ogólnodostępną substancję. Błyskawiczne badanie krwi nie pierwszy raz okazało się cudem współczesnej medycyny. Dzięki temu bez zbędnego czekania wiedzieliśmy, co spożyła Veronica. 

– Szefie – Molteg zabrał głos, biorąc z mego rozkazu udział w zebraniu. Chwilowo bezpieczeństwa śpiącej wymuszonym lekami snem Ziemianki pilnował zatrudniony u mnie Siponczyk. – Naprawdę uważasz, że to ona struła jadło?

– Nie mogę tego wykluczyć.

– Ale ranny posiłek spożyliście wspólnie – zauważył. – W dodatku porcje różniły się wyłącznie wielkością.

Podobnie jak większość mieszkańców galaktyki nie zdawał sobie sprawy z faktu, że Greadczyków nie sposób było struć. To był sekret ułatwiający nam życie oraz funkcjonowanie nie tylko na rodzimej planecie, ale także pośród nieprzychylnych nam nacji i wrogów. O antytoksynie znajdującej się we krwi mojej i pobratymców wiedziało raptem kilka person, w tym Toris Urtaro Olrorya. Nawet Vera nie miała pojęcia, jak groźnym przeciwnikiem byłem w rzeczywistości, gdyż nie działała na mnie absolutnie żadna toksyna.

Greę bowiem charakteryzował nie tylko notoryczny półmrok. Na planecie rosło multum toksycznych roślin wydzielających trucizny w ziemię i powietrze, zaś wiele gatunków zwierząt, też tych udomowionych, dysponowało jadowymi kolcami, wypustkami, kłami oraz innymi trującymi zdolnościami. Ponoć życie pierwszych mieszkańców globu było katastrofą, a ludzie ginęli masowało. Ewolucja pozwoliła jednak wykształcić wpierw zdolność przyśpieszonej regeneracji, jaką także się cechowałem, jak też staliśmy się w pewnym momencie odporni na trucizny.

– Nawet najbardziej popularne toksyny mogą działać odmiennie na każdy organizm – stwierdziłem, nie zdradzając prawdy.

– Chciałeś mnie widzieć, szefie?

Xailerianka niepewnie weszła do środka. Nikt jej tutaj nie zawlókł tylko dlatego, że kazałem ją przyprowadzić, nie opatrując komendy o dodatkowe wytyczne. Dotychczas pracowała dobrze, a oskarżanie jej bez dowodów mogło okazać się błędem. Rozejrzała się, oceniając skład towarzyszącej mi ekipy. 

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz