18. Neigri

485 42 40
                                    

Tyle rozmaitych spraw zaprzątało mi głowę, że nie sposób było ich wszystkich zliczyć, zaś miałem ochotę tylko na jedno. Leżeć w łóżku z Veronicą w ramionach. Poruszyła się, jakby bliżej nieokreślona siła podpowiedziała jej, że zawładnęła mymi myślami, nie otwierając oczu. Szczerze mówiąc, nie dbałem o to czy się obudzi, czy prześpi spokojnie resztę nocy aż do poranka. Grunt, aby trwała w mych objęciach.

Dłonią przesunąłem w dół i z powrotem, delikatnie wytyczając ścieżkę na jej nagich plecach. Mruknęła sennie, wtulając się mocniej, choć zdawało mi się, że to niemożliwe. Vera leżała częściowo na brzuchu, w znacznym stopniu okupując mój korpus, kiedy policzkiem przywierała do mego torsu, nieco niżej dociskając odsłonięte piersi. Usta przytknąłem do jej czoła, składając pocałunek, którego nawet nie była świadoma, przez co nie pojmowałem własnych zachowań.

Normalnie nigdy nie leżałem nawet z żadną kobietą, wszystkie wypierdalając za próg po zaspokojeniu. Co więcej, z żadną z nich nigdy nie znalazłem się w sypialni ani mojej, ani niczyjej innej, podczas gdy w tej przebywałem już którąś noc z kolei, nawet jeśli aż do dziś grzecznie tylko sobie spaliśmy. Zerknąłem w bok, spoglądając na podświetlony panel zegarowy wiszący na ścianie imitującej przestrzeń kosmiczną. Aż do wczoraj, poprawiłem się w myślach, rejestrując, że kilka minut temu rozpoczęła się nowa doba.

Poprawiłem się nieco, wygodniej układając na plecach. Chciałem zmienić pozycję, gdyż nie lubiłem spać w horyzontalnej, aczkolwiek niewielka była to cena za możliwość bezkarnego tulenia do siebie czarnuli, zwłaszcza że spała nago. Uśmiechnąłem się sam do siebie na wspomnienie naszego długiego stosunku, choć po prawdzie należałoby rozdzielić ten jeden raz na pięć.

Pięć aktów wypełnionych jękami, krzykami, błagalnymi prośbami, gdy domagała się jeszcze. I chociaż mała Fernboosh nie przejęła inicjatywy, biorąc z ochotą wszystko, co dałem, pragnąłem ofiarować jej jeszcze więcej, dochodząc do wniosku, że nigdy dotąd nie czułem aż tak potężnego ukontentowania zbliżeniem. Jakimś pieprzonym cudem jej zadowolenie pomnażało moje, sprawiając, iż koniec końców byłem bardziej zaspokojony niż po orgii w Laternie z okazji Święta Świateł upamiętniającego pierwsze wielkie lądowanie na Ziemi w celu cywilizacyjnym.

Opuściłem powieki, przymykając oczy i postanawiając się odrobinę zdrzemnąć. Mogłem spać spokojnie, wiedząc, że Verze nic nie grozi, skoro osobiście gwarantowałem jej bezpieczeństwo, a także posiadając świadomość tego, co skrywała piwnica mieszcząca się w moim domu. Naszym domu, poprawiłem sam siebie.

Wkrótce należało ją tam sprowadzić, stawiając przed faktem dokonanym. Niby nic na siłę, ale skoro oddała mi się dobrowolnie, pozwalając wynieść na szczyty, nie mogła dłużej negować naszego związku. Wspólne mieszkanie stanowiło ledwie kolejny etap, a ona dodatkowo miała urządzić nasze gniazdko wedle własnego kaprysu. My dwoje razem, wspólne mieszkanie, wspólne plany i...

Przygryzłem wnętrze policzka, pozwalając receptorom bólowym zarejestrować nieznaczne pieczenie, kiedy przywołałem w pamięci wspomnienie tyczące przeklętej ampułki. Należało jakoś ogarnąć temat, choć czułem podskórnie, że zdobycie jej zaufania trochę potrwa. Im dłużej o tym wszystkim rozmyślałem, tym mocniej pragnąłem zaznać przynajmniej cząstki szczęścia, jakim raczył się Zdobywca.

Sen jak zwykle nie okazał się łaskawcą, nawet jeśli kolory z niewiadomego powodu tym razem wyblakły, a wspomnienia naprawdę sprawiały wrażenie odległych. Niemniej jednak wciąż jak przy każdym innym spoczynku patrzyłem oczami młodzieńca, którym byłem, gdy na nowo cywilizowano Greę.

Stałem i obserwowałem, jak wloką mego ojca przed oblicze Torisa wespół z innymi władcami sprawującymi rządy na Grei. Nie rozumiałem, co się dzieje, skoro Panteo już kiedyś przygarnęło nas pod skrzydła. Nie potrzebowali ponownie nas podbijać. Wszak byliśmy wierni, ze spokojem przyjmując wyroki wyższych instancji.

Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz