Bywałem już w życiu zły, wściekły, a nawet wkurwiony, lecz uczucie, jakiego doznałem, gdy zobaczyłem, co się święci, nie równało się z żadnym innym. Szczęśliwie Molteg spisał się, reagując błyskawicznie, co nie znaczyło, że sam skurwiela nie zamierzałem rozerwać na milion kawałeczków. Całą moją cierpliwość kandawski szlag trafił w mgnieniu oka, zwłaszcza gdy patrzyłem, jak moja mała czarnula skurczyła się odruchowo, zasłaniając twarz przed nadciągającym policzkiem, który nigdy nie nadszedł.
– Neigri, czekaj! – Usłyszałem stanowcze polecenie, lecz teraz Olena mogła sobie chwilowo mówić, rzucając słowa w powietrze. Nie byłem jej podwładnym, tymczasowo tylko pomagałem jej w ujęciu sprawcy zamieszania, jakiemu Rimamorfi chcieli zapobiec. – Nie wolno ci.
– Pierdol się – rzuciłem zwięźle.
Molteg zasłonił Veronicę własnym ciałem, odciągając ją wolną ręką w tył. Drugim przedramieniem zablokował nieudolny cios, wyprowadzając własny. Z otwartej dłoni uderzył tego, pożal się bogini, chłoptasia w splot słoneczny, wskutek czego wylądował na plecach, upadając z impetem na ziemiste podłoże ze dwa metry przed nimi. Drugi stojący równie blisko typ najwyraźniej nie myślał trzeźwo ani logicznie, szarżując, w przeciwnym razie wiedziałby, że z moim żołnierzem nie ma najmniejszych szans w bezpośrednim starciu.
Jak na znakomitego wojaka przystało, Hagajczyk wykonał unik w zasadzie bez większej trudności. Grawitacja na Hagayi była znacznie większa niż tutaj, w związku z czym Ziemianie nie umieliby dorównać prędkości Moltega w najśmielszych nawet snach. Pewny nie byłem nawet czy mężczyzna budowy podobnej do Hyergo dostrzegł, co go trafiło, wykręcając rękę i przerzucając jego ciało. Ziemianin ledwie stęknął, uderzając plecami w glebę zaraz po tym, jak bezwolnie wykonał salto w powietrzu.
Trzeciemu nogi ze strachu drżały tak mocno, iż gotów byłby wywołać trzęsienie, gdyby posiadał wystarczająco dużo siły. W dupie to miałem, nie na nim skupiając uwagę. Aktualnie zezwalałem mu brać dupsko w troki i spierdalać, gdzie miśki mówiły dobranoc. I tak nie miał szans spierdolić, a moi ludzie znaleźliby go w najciemniejszej jamie Allyo, przeklętej planecie najemników oraz najplugawszej hołoty galaktyki, gdyby zaszła taka potrzeba.
Mężczyzna o brązowych włosach, którego istnienie stanowiło dla mnie gargantuiczny wręcz dyshonor, zaczął się dźwigać, podpierając na łokciach oraz rękach. Nogami odepchnął się nieznacznie, lecz na niewiele mu się to zdało. Nie zdołał bowiem zwiększyć dzielącego nas odcinka, bo w tym czasie wyminąłem zdezorientowaną i wystraszoną brunetkę oraz mego podwładnego, olewając całkowicie ledwie przytomnego kolesia, który przed momentem koziołkował.
– Neigri...
Cichy szept wydobywający się spomiędzy podkreślonych warg mojej kobiety dobiegł mych uszu, ale z premedytacją ją teraz zlekceważyłem. Słyszałem jednak doskonale drżenie poszczególnych sylab, gdy wymawiała błagalnie me imię. Miałem szczerą nadzieję, że nie prosiła o litość dla tego pierdolonego vroyzu, bo rozpierdoliłbym go, riyash, w kilku króciuteńkich sekundach.
Przydepnąłem go nogą, stopą dociskając do gleby, jakbym w ten sposób mógł zrobić z niego ledwie plamę niknącą z czasem wskutek zjawisk atmosferycznych. Złapał dłońmi mą kostkę, aczkolwiek w tym stanie co najwyżej by mnie połaskotał, bo na pewno nie posiadał sił niezbędnych, aby odepchnąć mój ciężar.
– Rozniosę cię w pył, pierdolony kerku! – krzyknąłem, pozwalając zamglić się emocjom.
– Neigri... – czarnula powiedziała głośniej i bardziej żałośnie niż przed momentem, co jeszcze mocniej wprawiało we wrzenie mą gotującą się już krew.
CZYTASZ
Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]
ChickLitVeronica marzy, aby zostać uznaną dekoratorką wnętrz. Każdy jej krok skierowany jest do celu tkwiącego na końcu ścieżki marzeń. Niemniej jednak nie rezygnuje ona z życia, korzystając z niego pełnymi garściami. Jeszcze nie ma pojęcia, że każda zaznan...