Apartament Alcisare od naszej rezydencji znajdował się niespełna dziesięć minut drogi, biorąc pod uwagę, że o tej porze aerostrada była praktycznie pusta. Nocą mało kto jeździł po ulicach, ale ruch wciąż występował. Niemniej jednak zdumiało mnie, że zanim dotarłem na miejsce, każąc Moltegowi odstawić mój wóz, bo jechaliśmy mereną Very, ona zdążyła zasnąć. Gotów byłem przysiąc, że spała, kiedy wtargnąłem do Cise, prawie że wyłamując drzwi, w ostatniej chwili pozwalając Hagajczykowi je otworzyć bardziej tradycyjną metodą.
– Kochanie – szepnąłem, opierając rękę na fotelu partnerki. Łagodnie odsunąłem nieznacznie ciemny kosmyk z jej twarzy. Wyglądała obłędnie pogrążona w pełnej nieświadomości z zamkniętymi oczami i lekko rozchylonymi ustami. Nie miałem serca jej budzić i gdyby mój egoizm nie brał właśnie góry, po prostu wysiadłbym z pojazdu, niosąc ją na rękach do łóżka. – Visyam, jesteśmy.
– Yhym... – mruknęła, rozbudzając się powoli.
– Chyba nie zamierzasz nocować w wozie – zażartowałem, gdy zaczęła się wiercić.
Chciałem dorzucić jeszcze kilka słów o czekającej na nas ochronie, ale gdy uniosła powieki, przepadłem. Tchu mi zabrakło, gdy tonąłem w zieleni jej oczu spoglądających na mnie w ten typowy, senny sposób. O czymkolwiek przed momentem śniła, pragnąłem, abym przynajmniej na chwilę znalazł się w jej sennych marzeniach.
– Może to nie jest najgorszy pomysł?
– Jaki? – spytałem bezwiednie, nie pamiętając nawet, co powiedziałem jej przed momentem.
– Nocleg w merenie – oznajmiła. – Przynajmniej nie będę musiała cisnąć na piętro.
– Nie musisz – zasugerowałem, tok jej myśli pojmując z kontekstu. – Zawsze mogę zanieść cię do łóżka.
– Pod prysznic – poprawiła.
– Jeden raz mogłabyś...
– Musimy kupić basadu – zdecydowała. Wiedziałem, że tęskno nieraz wzdychała za swoją wielką, wielofunkcyjną wanną zostawioną w apartamencie. – Wtedy nie będzie problemu z kąpielą przed snem.
– Teraz też nie będzie – zapewniłem, rozciągając usta w obiecujący sposób. Odwzajemniła lekko uśmiech, przyglądając mi się niezmiennie. – Zaczekaj tu chwilę – poleciłem.
Cmoknąłem visyam w czoło. Poprawiła się nieznacznie, wciskając odrobinę bardziej w siedzenie. Wysiadłem z mereny, każąc Bo odblokować drzwiczki od strony pasażera. Wracaliśmy jej mereną, podczas gdy moją prowadził Zaziemiec o związanych z tyłu ciemnobrązowych włosach strzegący zwykle Verę. Zanim komunikat o przyjęciu dyspozycji w pełni rozbrzmiał wewnątrz pojazdu, otoczyłem go, otwierając przed Veronicą drzwi. Pochyliłem się, z łatwością biorąc ją na ręce.
– Faktycznie okrutnica ze mnie – bąknęła, obejmując moją szyję. – Nie dosyć, że łóżko zastałeś w domu puste, to jeszcze zmuszony jesteś mnie do niego zatachać siłą.
– Wierz mi, zmeeyko, uwielbiam prowadzić cię do łóżka.
Zaśmiała się. Dźwięczny, melodyjny dźwięk rozniósł się dookoła, sprawiając, że poczułem nieopisaną lekkość na sercu. Od kilku dni układało nam się niby to bez zmian tak samo dobrze jak wcześniej, ale szczera rozmowa, jaką odbyliśmy tamtego pamiętnego wieczoru, zbliżyła nas niejako do siebie, oczyszczając atmosferę. Od tamtego momentu wyraźnie dostrzegałem, jak zmieniło się nastawienie Veronici, chociaż wcześniej sądziłem, że między nami wszystko gra.
– Śpieszy ci się?
Zmierzyłem ją spojrzeniem, nieco marszcząc brwi. Nawet nie spostrzegłem, że dosłownie przemykałem przez dom, chcąc czym prędzej znaleźć się z nią w naszej sypialni. Wzruszyłem ramionami, celowo pozwalając jej odczuć nieznaczną zmianę pozycji.
CZYTASZ
Zamroczeni namiętnością [ZAKOŃCZONE]
ChickLitVeronica marzy, aby zostać uznaną dekoratorką wnętrz. Każdy jej krok skierowany jest do celu tkwiącego na końcu ścieżki marzeń. Niemniej jednak nie rezygnuje ona z życia, korzystając z niego pełnymi garściami. Jeszcze nie ma pojęcia, że każda zaznan...