Rozdział 1 Dwa tygodnie po końcu świata. Część I

1.6K 29 85
                                    

Zło zostało pokonane - dzięki Niebiosom i zgodnie z planem. Runęła Lodowa Wieża, rozgromiono Czarną Hordę, odbito Stanicę pod Zimnym Niebem, odzyskano Wyspy Szczęśliwe, uwolniono Rubieże, a król Ligustr II zadał śmiertelny cios tyranowi Północnego Wschodu. Tak zginął Tojad Mordownik, a zły urok został zdjęty z krain i ludów, które niewolił. Po latach łez i trwogi zakończyła się okrutna wojna między ludem elfów a plemieniem szczurów i nareszcie miał zapanować święty pokój oraz święty spokój.

Król Ligustr westchnął głęboko.

Po drodze wydarzyło się jeszcze kilka rzeczy. Wielki wąż zmiótł ogonem trzecią część gwiazd, ogromny wilk pożarł księżyc, a złota tarcza słońca pękła na tysiące kawałków. Zostały po niej jedynie rozproszone iskierki, dzięki którym nie utonęliśmy w zupełnych ciemnościach. Święte księgi przepadły nie wiadomo gdzie, a Wyspa Katedralna pogrążyła się w jeziorze, które, wystąpiwszy z brzegów, zalało część królewskich ogrodów i kurników baronowej Robinii. Magia również zniknęła. Innymi słowy, nastąpił z dawna przepowiadany koniec świata. I trzeba było jakoś żyć dalej.

Przygarbiona sylwetka króla sprawiała wrażenie drobnej i samotnej na tronie z podwójnym, bogato rzeźbionym oparciem i siedliskiem wyścielanym czerwonym adamaszkiem. Ukryta za jedną z wielu kolumn wydzielających boczną nawę sali audiencyjnej, w napięciu obserwowałam królewską twarz przeoraną zmarszczkami smutku i gniewu. Spod krzaczastych brwi ledwo było widać podkrążone oczy. Włosy, niegdyś lśniące srebrzyście, stały się po prostu siwe. Wedle miary naszego ludu król wciąż był mężczyzną w sile wieku, jednak wojenne przeprawy i liczne troski sprawiły, że wydawał się znacznie starszy. I bardzo, bardzo zmęczony. A ja widziałam to i pękało mi serce.

Zdjął z głowy wysadzany perłami diadem, położył go na kolanach, podparł podbródek dłonią i patrzył nieobecnym wzrokiem przed siebie. Tapiserie tkane srebrnymi i złotymi nićmi, jedenastoramienne świeczniki strzegące światła mądrości po obu stronach tronu, marmurowa posadzka w czarno-białą szachownicę, która tuż przed podestem przechodziła w turkusową mozaikę z Pieśnią Stworzenia... to wszystko w nikłym świetle słonecznych okruszyn wydawało się zszarzałe, pokryte kurzem i już od dawna nikomu niepotrzebne - jak teatralne dekoracje wiele dni po ostatnim przedstawieniu. Nie mogłam zgadnąć, czy król myśli, że odegrał już swoją rolę i jest jedynie zbędnym aktorem, czy też przygniata go przeczucie kolejnego nieuniknionego dramatu. 

Kończył się Miesiąc Zapuszczania Sierpów, było więc już po żniwach i w tej chwili nie groził nam głód, ale mogliśmy się domyślać, że bez słońca zima przyjdzie znacznie szybciej. I nie odejdzie nigdy, tak jak w mrocznych krainach Północy. Pomyśleć, że koniec wojny miał być najszczęśliwszym dniem naszego królestwa...

Sądziłam, że o tej porze sala audiencyjna zacznie już pękać w szwach. Decydująca bitwa ze szczurami zakończyła się dwa tygodnie wcześniej. Król wraz z przybocznymi powrócił do stolicy trzy dni - trzy dni odmierzane klepsydrami i mechanicznymi zegarami - temu, uczynił to jednak bez fanfar, niemal chyłkiem, pod osłoną nocy... czy, w obecnych warunkach, po prostu o tej porze, w której wszyscy z przyzwyczajenia spali. Oczywiście dzięki heroldom wieść o śmierci Tojada Mordownika dotarła do nas wcześniej. Ale straszne znaki na niebie sprawiły, że z początku nie zdołaliśmy w to uwierzyć.

Nie znaliśmy bilansu zysków i strat. Wiele rodzin wciąż czekało na synów i córki należących do królewskiej armii. Nie wiedzieliśmy, czy przyjdzie nam fetować zwycięstwo, czy opłakiwać poległych. Dwaj z moich braci jeszcze nie wrócili. Jednak powoli, powoli ściągały do stolicy kolejne oddziały, jak się okazywało, niewiele uszczuplone, więc nowa nadzieja wstąpiła w serca poddanych. Przywykliśmy też do wszechogarniającej szarówki, która zastąpiła nam słoneczne dni i księżycowe noce. Ten dziwny stan na razie był głównie powodem śmiesznych nieporozumień, gdy matki nakazywały dorastającym dzieciom wrócić do domu „przed zmierzchem" i słyszały parsknięcia śmiechem. Póki co nie budził poważnych zmartwień. Ale... 

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz