Rozdział 25 Gadka szmatka o fatałaszkach. Część III

12 2 12
                                    

Czy to widok Szakłaka tak ją rozeźlił? A może ten sobolowy płaszczyk, przyznaję, na tę porę roku raczej nietrafiony? Czy moja starsza siostra właśnie przyszła do mnie pożalić się na coś, ale nie mogła tego zrobić przy obcych? Zwłaszcza w obecności szczura?

Najchętniej zbiegłabym za nią na dół. Ale tylko przeniosłam pytający wzrok na Kokoryczkę, a ta, nie wiedzieć czemu, zarumieniła się jak dojrzewające jabłuszko.

– No bo widzi panienka... pomyślałam, że jest całkiem smaczna, i pożyczyłam od kapitana jeszcze trochę na zapas... gdyby znowu trzeba było rysować mapy... czy coś...

– Ach. Mówisz o kawie? – Wolałabym, żeby w obecności Szakłaka nie wspominać o tych nieszczęsnych mapach, ale nie mogłam winić mojej przyjaciółki, że plotła trzy po trzy. Wizyta Konwalii z samego rana to dość nerwów, a ja tu jeszcze przyprowadziłam nowego gościa.

– Kawie? – Szakłak podszedł do blatu i chwycił porcelanową filiżankę w obie dłonie. Może uszko było dla niego za małe? Przy takich dłoniach wcale bym się nie zdziwiła. Trzymał naczynie przed sobą, pociągnął nosem, wdychając ciężki aromat, potem zbliżył usta do brzegu. – Pachnie jak popiół, a smakuje niewiele lepiej – oświadczył z uśmiechem, po czym jednym haustem opróżnił całą filiżankę. Oblizał się. A widząc moje zaniepokojone spojrzenie, dodał: – Wybacz, nie chciałem marnować swojej ładnej chusteczki. – A potem, zwracając się bardziej do Kokoryczki, wyjaśnił: – Myślałem, że „kawa" to elfia odmiana awy, napoju popularnego w naszych stronach. Przygotowujemy go z korzenia cykorii. Jest bardzo przydatny, pozwala czuwać i oszukać głód.

Kokoryczka kilka sekund wpatrywała się w niego otwartymi ustami, a potem spytała:

– Do-doleweczkę?

Szakłak podziękował, ale zdążył już rozsiąść się na podłodze, zabrawszy z krzesła haftowaną poduszkę. Zrozumiałam, że moje siedlisko było dla niego za małe. I że zamierza zabawić tu dłużej. Ale na co czekał?

– Mamy tartę z jagodami... – zaproponowała nieśmiało Kokoryczka.

– Może później – odpowiedział z roztargnieniem. A potem wbił płonące oczy we mnie. – Nie otworzysz?

– Skrzyni?– zdziwiłam się. Byłoby niegrzeczne zajmować się przysłanymi strojami w obecności gościa, nawet jeśli nie wiedziałam, czemu zawdzięczam tę nagłą wizytę. – To może poczekać... – zapewniłam.

– Nie chcę czekać. – Szakłak wstał. – Muszę wiedzieć, czy ci się podoba... – Podszedł do kufra i otworzył wieko.

Czemu tak nagle zainteresował się moją garderobą? Czyżby z powodu Konwalii, która pokazała nam się w odświętnym stroju? Ale Święto Plonów to nie konkurs piękności. Owszem, muszę wyglądać, jak należy. Jednak w moim wypadku to oznacza „godnie". „Stosownie do rangi święta i tytułu". Na pewno nie tak wystawnie jak królewna krwi. To Oleandrowi, Anemonowi i Konwalii oraz ich wysokościom na towarzyszyć splendor olśniewający poddanych. Mnie wystarczy, że nie narobię im wstydu.

– Spójrz, proszę... – zachęcał Szakłak. W dłoniach trzymał...

– Ba... bardzo ładny... hm... jedwab?

Czarną tkaninę zdobiły misterne roślinne hafty – czerwone i białe. Kwiaty zostały oddane z taką precyzją, bym bez trudu rozpoznała w nich dwa gatunki lilii. Oba śmiertelnie trujące.

Widząc, że przyglądam im się w milczeniu, Szakłak przesunął palcem najpierw po jednym, potem po drugim ze wzorów.

– Dziennica. I kwiat równonocy. Myślę, że będzie stosowny na tę okoliczność.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz