Rozdział 20 Sucha Fontanna. Część II

11 0 7
                                    

W dawnych czasach miejsce to było czczone pod potrójnym wezwaniem Krynicy Mądrości, Źródła Poznania i Oceanu Żyzności. Lecz gdy rok temu zaczynałam studia, istniało tu już tylko zapomniane ujęcie wody o intensywnym siarczanym zapachu. Ponoć przed wojną woda była krystalicznie czysta i bardzo smaczna, teraz jednak nikt nie chciał jej pić.

O zatrucie studni oskarżano kolejno szczurzych szpiegów, mediatorów, pracowników Biblioteki Mostowej, demokratów, a nawet poprzedniego rektora. Widać podziałało, skoro władze uczelni zmieniły się właśnie dwadzieścia siedem lat temu.

Na wieść o powrocie króla ze stolicy studnię zasypano i na jej miejscu postawiono marmurowy pomnik Zwycięstwa Rozumu nad Barbarzyństwem – gdyż tak interpretowano pokonanie szczurów. Wykuta w kamieniu elfia wojowniczka, zdradzająca figurą i rysami twarzy dziwne podobieństwo do aktualnej żony rektora, nadymała policzki, jakby zamierzała kogoś opluć. Może dlatego żakom skojarzyła się z modnymi w pewnej epoce fontannami, których woda płynęła z ust pulchnych, skrzydlatych istotek. Albo delfinów. I stąd „Sucha Fontanna". Mnie ta personifikacja Rozumu bardziej przypominała rzygacze z niedokończonej jeszcze katedry.

Na szczęście pojedynek jeszcze się nie zaczął.

Rozpoznałam drobną sylwetkę Wawra. Miał na sobie wygodną szarą tunikę, jaką większość żaków nosiła na co dzień. Choć wszedł już w wiek męski, oczy powiększone przez szkła i drobna twarzyczka sprawiały, że przypominał zagapionego na coś niedorostka. Teraz wydawał się przestraszony, choć w zaciśniętych pięściach i śmiało odchylonej w górę głowie było również coś ze straceńczej determinacji, by temu strachowi nie ulec. Poczułam wobec niego odrobinę bladego współczucia, które wynika nie tyle z życzliwości, co wspólnoty doświadczeń. Nie chciałabym być na jego miejscu. A często bywałam.

Stał przed nim elf w żółtym płaszczu z adamaszku, a w rozproszonych słonecznych drobinach pobłyskiwały złote nici. Miał zarzucony kaptur i był wyższy co najmniej o głowę. Wsparty pod boki, przemówił:

– Jeszcze możesz to odszczekać, kolego.

– Nie jestem bezpańskim psem, abym miał coś odszczekiwać! – Wawer wyprostował się dumnie. – Ani twoim kolegą!

– A ja myślałem, że w murach uczelni jesteśmy sobie równi.

Drugi z elfów mówił lekko rozbawionym tonem, jakby chciał pokazać, że mimo urazy wciąż jest gotowy uznać tę sprawę za żart i zapomnieć o niej. Wawer jednak stanowczo dążył do konfrontacji.

– Zaiste, na uniwersytecie nie liczy się ani pochodzenie, ani majątek. Ale liczy się wiedza. Więc porozmawiamy, gdy zaczniesz osiągać moje wyniki.

Wbrew temu, co głosiły nieżyczliwe plotki, Wawer uczył się znakomicie i swoich ocen nie zawdzięczał jedynie stanowisku dziadka.

– Nie, kolego. Porozmawiamy teraz. Już trochę inaczej. – Wyższy z elfów zaśmiał się. I ściągnął kaptur, a po chwili cały płaszcz przekazał do potrzymania któremuś ze swoich towarzyszy. Przy pasie nosił miecz.

Rozpoznałam Złotokapa.

W młodszym wieku Złotokap próbował dodać sobie wzrostu wysoko uniesionymi włosami, a Konwalia śmiała się, że przypomina czajkę. Osobiście uważam, że z tymi swoimi długimi czubami i tęczowo mieniącymi się skrzydłami czajki wyglądają bardzo ładnie. Podoba mi się również, że w okresie godowym samczyk szykuje dla samiczki kilkanaście jamek, a ona wybiera, która z nich najlepiej się nadaje pod budowę gniazda. Czajki potrafią też bronić swojego domostwa przed drapieżnikami. Gdy przeciwnik jest silniejszy, rodzic oddala się od gniazda, skacząc na jednej nodze. W ten sposób pozoruje, że został ranny, i odciąga wroga od wysiadywanych jaj albo swoich młodych. Dlatego lubię czajki. Ale nawet ja zrozumiałam, że porównanie do ptaka z czubem nie było komplementem.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz