Rozdział 4 Mapa wrogiego terytorium. Część II

13 3 4
                                    

Garbiłam się nad mapami, jakbym ze splątanych linii dróg próbowała wyczytać głębszy sens niedawnych wydarzeń. Ostatnia bitwa. Koniec świata. Odejście magii. Zatopiona wyspa. Szczury na zamku. Rogi, ogony, pazury, wilcze kły i rekinie zębiska. Plany matrymonialne.

Przy tych wszystkich nieszczęściach powinnam była pochorować się ze strachu i ostatnie kilka godzin spędzić w pozycji leżącej, z głową nad miednicą. A jednak. Urodziłam się w kraju ogarniętym wojną. Gorzki chleb strachu jadłam każdego dnia. Wieści o czarnej Hordzie, o przemarszach armii zaciężnych, o oblężeniach, masakrach, egzekucjach, gwałtach i podpaleniach budziły mnie i kołysały do snu. Byłam chyba zbyt zmęczona, by się jeszcze bać. A może nawet nie umiałam sobie wyobrazić, jak to jest się nie bać?

Jeszcze kilka dni temu nie potrafiłam uwierzyć, że inni elfowie nie lamentują nad rozbiciem słońca i utratą księżyca. Teraz uświadomiłam sobie, że nie żyjemy w tej szarej mgle od dwóch tygodni. Żyjemy w niej od dwudziestu siedmiu lat.

I chociaż mogłam powiedzieć, owszem, że boję się Szakłaka czy polityki dynastycznej swojej rodziny, była to jedynie powierzchnia. Głębiej nie czułam lęku, raczej rezygnację. A gdzieś pod nią bulgotało jak podwodny gejzer jeszcze inne uczucie.

Gniew.

Istniała szansa, że wybieg z mapami zastosowano, nie wierząc w szczurzy spryt, i że nie było w tym żadnej złej wiary względem mnie. Ale o tym mogłam się przekonać tylko w jeden sposób: wykonując swoje zadanie tak szybko, jak zdołam. A przede wszystkim – szybciej, niż założyła królowa. Czyli krzyżując jej ewentualne plany. Sęk w tym, że nie miałam pojęcia, na ile szacowała moją pracę.

Uzmysłowiłam sobie jeszcze jedną kwestię. Nie powiedziano mi, co mam zrobić z gotowymi mapami. Oddać je w ręce Wisterii lub królowej? Pokazać Dyptamowi do oceny? A może od razu przekazać szczurom? To ostatnie wydawało się najmniej prawdopodobne, skoro jednak nie zostałam precyzyjnie poinstruowana, mogłam przyjąć taki scenariusz. A raczej przyparta do muru upierać się, że tak właśnie zrozumiałam polecenie. Bo czyż mapy nie były przeznaczone właśnie dla nich?

Może w udawaniu głupiej będę lepsza niż w udawaniu mądrej, pomyślałam, wzdychając głęboko. Spodziewałam się, że jutro lub pojutrze królowa poda mi przez umyślnego stosowne polecenie, co zrobić z kopiami. A wtedy nie będę w stanie złamać jej rozkazu, nie ryzykując o wiele więcej niż oskarżenie o bezmyślność. Jeśli chciałam obrócić sytuację na swoją korzyść, musiałam skończyć przerysowywanie map szybciej. Najlepiej tej nocy.

Co mogłam zyskać? Pretekst, by udać się do szczurów, obejrzeć dokładniej miejsce ich zakwaterowania, może zasięgnąć języka, a jednocześnie nie wzbudzić zbytnich podejrzeń żadnej ze stron. Co mogłam stracić? Mogłam stracić w oczach królowej. Mogłam usłyszeć, że jestem lekkomyślną, nieodpowiedzialną trzpiotką. Gra warta świeczki, czyż nie?

Aby wprowadzić swój plan w życie, musiałam się całkowicie skupić. Wytężyć wszystkie siły. Pracować jak najsprawniej. I błagać Niebiosa, by za moment na progu nie stanęła Wisteria czy inna umyślna z tymi prawdziwymi poleceniami od królowej.

Drzwi rozwarły się na oścież, a ja aż podskoczyłam, sadząc przy okazji kolejnego kleksa na nowej karcie papieru.

– Panienko, no bo...!

Uspokoiłam oddech. To tylko Kokoryczka. Bardzo zaaferowana Kokoryczka, która ma mi do powiedzenia naprawdę dużo. Tyle że ja musiałam skoncentrować się na pracy. Zmierzyłam morderczym wzrokiem swojego drugiego kleksa i zaczęłam powolutku posypywać go drobnym, suchym piaskiem.

– ...i wtedy Psianka powiedziała, że ten cały Blekot, kojarzy panienka, syn rzeźnika, od którego czasami kupuję coś dla mamy, jak zabraknie...

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz