Rozdział 21 Kostka i ząb. Część III

5 0 4
                                    

Okruchy słońca odbijały się w tafli jeziora, jakby to była jedna z tych magicznych białych nocy, gdy bzy kwitą wonnymi kiściami. Staliśmy tak dłuższą chwilę.

– Ale nie smuć się, Kruszynko! – Zaczął machać ręką w tył i wprzód. Swoją i moją, bo przecież nie rozpletliśmy palców. Przypominało to jakąś zabawę z czasów, gdy trawa była trochę wyższa, a świat trochę młodszy. – Lubi cię. Znaczy, Piołun. Zresztą Kłaczek też. I ja! Wszyscy bardzo cię lubimy.

– Szafirek nie – odpowiedziałam ze śmiechem.

Piołun zamarł w pół gestu. Staliśmy jak dwójka tancerzy zamieniona w posąg.

– Szafirek nie – przyznał.

– W sumie chciałabym zrozumieć, skąd ta nie...

– Ale Durianek na pewno! – Szalej przerwał mi w pół słowa, jakby bał się, że zapomni o czymś ważnym. Albo jakby nie chciał, żebym kończyła.

– To... Cieszę się, że na pewno... – powtórzyłam za nim z niewyraźnym uśmiechem.

Może nie wiedział. Albo miał rację, że nie odpowiadał. Ostatecznie, cokolwiek się stało, to była sprawa do wyjaśnienia między mną i Szafirkiem.

– A ty lubisz? – spytał nagle.

– Kogo? Szafirka?

– No... na przykład?

– Trudno lubić kogoś, kogo się nie zna – odpowiedziałam, mam nadzieję, dyplomatycznie.

– A jak się zna, to trudno nie lubić? – Szalej zaśmiał się. – A Durianka?

– No pewne!

– A mnie?

– Bardzo cię lubię – odpowiedziałam z pełną powagą.

A Szalej z pełną powagą zamerdał czarnym ogonem. Potem z mniejszą powagą wydał kilka pisków, odtańczył taniec radości, a na koniec zawołał:

– To super! Kłaczek mnie zabije! Chociaż może to zawsze jakiś pomysł?

I zamyślił się nagle.

– Żeby cię zabił? Nie. To bardzo zły pomysł – odpowiedziałam z lekkim zniecierpliwieniem.

Czułam, że teraz cała dyskusja rozgrywa się w głowie Szaleja i że nawet on o czymś ważnym mi nie mówi. Ale nie chciałam go poganiać. Kiwał się na piętach, tarł brodę i patrzył gdzieś za horyzont. Może też chciał sobie kilka kwestii poukładać? Albo szukał odpowiednich słów? Jeśli tak, to nie doczekałam się wyniku tych poszukiwań. Szalej kichnął, zadygotał, skulił się i oświadczył:

– Bez biegania to rano jest trochę zimno, nie?

Przytaknęłam. Też poczułam ten nieprzyjemny kontrast. Ale naprawdę zimno zrobiło mi się na myśl, że może to słoneczne okruszyny tracą swoją moc i może już wkrótce obudzimy się w pościeli sztywnej od lodu, zmarznięci na kość. Albo już się nie obudzimy.

Chwilę jeszcze podskakiwaliśmy i tuptaliśmy, aby wygonić z ciała ten nagły chłód. Pomogło – byłam zdyszana, zasapana, ale znów rozgrzana. Jednak musieliśmy już kończyć z bieganiem na dziś. Postanowiłam więc pożegnać Szaleja i wrócić do siebie. I tak czekało nas jeszcze jedno spotkanie, to nad zawiłościami „Uwag o królestwie i jego obyczajach".

– A nie chcesz się wykąpać? – spytał nagle Szalej. – Bo ja to bardzo. – I nim się obejrzałam, zaczął ściągać tunikę przez głowę.

Zrobiłam w tył zwrot.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz