Rozdział 25 Gadka szmatka o fatałaszkach. Część II

8 2 11
                                    

– Myślałam, że do wyboru króla wymaga się jakichś prób...

– Przeszedłem je, myszko. – Teraz Szakłak wyglądał na rozbawionego. – Wiem, że musimy jeszcze nadpisać te ślady... Mam na myśli sam ryt znaczenia... To znaczy tatuaże... Ale najważniejsze za nami.

– I do obrzędów nie potrzebowaliście waszej kapłanki? – spytałam. – Tej, która zniknęła?

Chyba nie powinnam zdradzać wszystkiego, co Pokrzywa wyjaśniała mi o Czerwonej Wiedźmie, ale powiedziałam to zupełnie odruchowo.

– Bez obaw, myszko. Wszystko odbyło się według Księgi Miar i Wag. Dopełniliśmy wszelkich niezbędnych rytuałów.

Jego oczy lśniły krwawo jak słońce zachodzące nad polem bitwy.

– Ale potrzebuję znaku – dodał.

– Znaku?

– Jestem jednak pewien, że go otrzymam. Trzy są z nami. Słyszę ich głosy. Muszę zyskać pewność co o jednej, ostatniej kwestii. Czuję, że prawie ją mam. Że wystarczy wyciągnąć po nią dłoń... A potem wszystko zostanie w rękach Sześciorękich.

Widziałam, że jest zmęczony jak po długim biegu. Ale nie byłam pewna, czy dziś biegał z Pokrzywą.

– My... myślisz o tych waszych siostrach? – zapytałam. – Czekasz na ich powrót?

– Siostrach? Dracenie i Monsterze? – Czerwień jego oczu tliła się teraz cicho jak żar w kominku. – Nie, wybacz, ale nie... Chciałbym wierzyć, że je odnajdziemy, ale obawiam się, że poległy w Bitwie przed Zmierzchem. Dotąd nie trafiliśmy na ich ślad... choć to prawda, że będąc tu, nie mogliśmy się zaangażować w poszukiwania osobiście... Przepraszam cię.

– Mnie? Za co?

– W chwili szczęścia okazałem się taki samolubem. I akurat nie pomyślałem o nich...

Do tej pory nie sądziłam, że wybór Szakłaka był dla niego powodem do radości. Mój towarzysz sprawiał wrażenie przytłoczonego wizją nowych obowiązków. Ożywił się, mówiąc o próbach – widać miał powody do dumy – i z wyraźną ulgą przyjął, że zapadła decyzja, którą i tak należało podjąć. Nigdy bym mu tego nie wypominała. Ale...

– Ale one nie są pretendentkami do tronu? – spytałam. – Skoro u was nie decyduje starszeństwo.

Szakłak aż przyklęknął. Złapał się za brzuch. Myślałam, że coś go boli, przerażona przypominałam sobie słowa królowej o truciznach i w panice zaczęłam przetrząsać sakiewkę, w której od naszej przygody w mateczniku nosiłam driakiew niwelującą działanie niektórych toksyn. Ale niepotrzebnie. Potrzebowałam chwili, by zrozumieć, że Szakłak zaśmiewa się do rozpuku.

– Powiedziałam coś głupiego? – obruszyłam się troszkę. Przede wszystkim byłam zła, że tak spanikowałam. – Dziewczyny nie dziedziczą tronu?

– Dziewczyny... – Szakłak wypowiedział to słowo z nieco inną intonacją, by przypomnieć mi, że używam obcego im, elfiego konceptu. – Dziewczyny... owszem. Wszystkie dzieci króla mają prawo do korony. Każde może stanąć do pojedynku, jeśli decyzja większości mu nie odpowiada. To znaczy wytypowany kandydat...

– Jak ty?

– Jak ja... do niedawna.

– Więc co cię tak rozśmieszyło? – spytałam, jak mam nadzieję, bez dąsów. Nie wina Szakłaka, że się o niego bałam.

– Nie znasz naszych sióstr. Może Trzy pozwolą, byśmy mogli je jeszcze zobaczyć. Wtedy zrozumiesz. Zresztą one nadal są maleńkie...

– Tak jak Durianek?

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz