Rozdział 14 Brama Bosa. Część III

7 2 1
                                    

Królowa nie byłaby zadowolona, że wybieram się do Lazurowego Ula. Wiadomość, że wyruszam tam bez mojego ochroniarza, tym bardziej jej nie zachwyci. A jak jeszcze dowie się, kto mi towarzyszy... Próbowałam spojrzeć na sytuację jej oczyma. Czy Piołun mógł zapewnić mi jakieś minimum bezpieczeństwa? A może sam stwarzał zagrożenie? W siłę Szakłaka nie wątpiłam. A Szalej nie mógł mu aż tak bardzo ustępować, jeśli ich poranne treningi miały jakikolwiek sens. 

Przy swoich starszych braciach Piołun rzeczywiście wyglądał na chucherko, choć pewnie w porównaniu z przeciętnym elfim arystokratą nie był szczególnie wątły i podejrzewam, że mógłby wyjść z takiego starcia zwycięsko. Ale czy zdołałby mnie obronić, gdyby coś nas zaatakowało? Coś albo ktoś?

Droga do Lazurowego Ula prowadziła przez las z dawien dawna zwany Matecznikiem, jednak w naszych czasach nie były to już knieje zamieszkiwane przez niebezpieczne drapieżniki. Największe ryzyko niosło spotkanie z lochą, która potrafiła zaatakować prewencyjnie, w obronie swoich warchlaków z różowymi ryjkami i pasiastymi bokami. Ale koniec Miesiąca Zapuszczania Sierpów to pora na grzyby, a nie małe dziki. Lochy proszą się w kwietniu albo maju, obliczałam w głowie. Chociaż przy młodszych samicach huczka może wypaść na wiosnę, a wtedy... Tyle że one tak zaraz nie zostają matkami. A zwykłe odyńce niesprowokowane nie zaatakują. Przyroda ma swoją mądrość. Dzików nie musimy się bać. Wilków, jak zakładałam, również nie.

Z elfami gorzej.

Gdyby ktoś nas śledził, miałby wspaniałą okazję, aby...

Aby?

Zawahałam się. Kto mógłby odnieść jakąkolwiek korzyść z pozbycia się mnie i Piołuna? Oczywiście wiele zależałoby od celu ewentualnych spiskowców, niemniej...

Kokoryczka nie czytała mi w myślach. Ale najpewniej miałam te wszystkie rozterki wypisane na twarzy. Jej mina mówiła jedno. „Królowa nas zabije".

W duchu błagałam Niebiosa, by to było naszym jedynym zmartwieniem. Co nie znaczy jednak, że chciałam narażać moją garderobianą (i moją przyjaciółkę). Pan Lulek był usprawiedliwiony – wprowadziliśmy go w błąd. Oczywiście mogliśmy powiedzieć, że zmieniliśmy zdanie w drodze do rotundy. Jeśli Kokoryczka przekaże wieści Pokrzywie, to na moją siostrę spadnie decyzja, czy mówić komukolwiek o naszej wyprawie.

– Ja też mam prośbę – odezwał się Piołun. – Jeśli wolno... – I spojrzał pytająco najpierw na mnie, potem na Kokoryczkę. Pokiwałam głową. – Trzeba uprzedzić Szakłaka.

– A... racja... – Nadmiar wrażeń sprawił, że zapomniałam o obiecanej lekcji. A nasi goście mogli zacząć się martwić, że Piołun nie wraca. – Kokoryczko, wiem, że to sporo zamieszania, ale podeszłabyś potem do rotundy?

Teraz Kokoryczka miała tylko jedno pytanie:

– Szakłak to ten, z którym panienka rozmawiała w alei...?

Piołun posłał mi nieodgadnione spojrzenie. Nieodgadnione, doprawdy, bo rozwichrzona grzywka znowu spadała mu na oczy i nie mogłam zobaczyć, co się w nich kryje.

– Tak, to ten... Nie, nie musisz się przebierać! Zostaw to! Idź już. Ślicznie wyglądasz, masz moje słowo! Prawda, Srebrny Wilku?

– Y...?

Mina Srebrnego Wilka wyrażała kompletną dezorientację.

– Chodźmy, proszę...

Dzięki Niebiosom nasze kroki na schodach zagłuszyła kolejna porcja jazgotów i wyjaśnień. W innych okolicznościach nadstawiłabym ucha i próbowała zrekonstruować sobie, o co poszło. Tym razem jednak cieszyłam się głupio, że moja siostra królewna i jej ochroniarz mają jeszcze na jakiś czas zajęcie.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz