Rozdział 29 Paznokcie, półksiężyce i praksa w praktyce. Część II

6 1 11
                                    

– Kruszynko?

– Ojoj, coś się stało?

– Co jej zrobiłeś?!

– Gu!!!

Szalej, Szafirek, Piołun i Durianek wlepili w nas oczy, gdy tylko stanęliśmy w izbie służącej do wspólnej nauki. Próbowałam doprowadzić się do ładu, ale pewnie miałam na twarzy wymalowane wszystkie smutki i strapienia, a poza tym wciąż trzymałam asekuracyjnie chusteczkę przy nosie. Szalejek się niepokoił, Szafirek zdziwiła, Piołun zezłościł na wszelki wypadek, a Durianek... Durianek wyciągnął łapki, podbiegł do mnie i ucapił mnie za kolano. A gdy kucnęłam, by być bliżej niego, objął mnie za szyję i wtulił się ze wszystkich sił. Niech już nigdy, przenigdy nie będzie wojny, błagałam Niebiosa.

– Haha, tylko nie pokłuj siostrzyczki! – krzyknęła Szafirek, widząc, że Durianek zaczyna machać kolczastym ogonem. – Ani nie uduś.

Więc to ja byłam siostrzyczką?

Przytuliłam maleństwo jeszcze mocniej.

– Kruszynko, lepiej uwa... ajajaj....

I oczywiście oberwałam kolcami. Te kilka podbiegających krwią szram na przedramieniu zagoiło się szybciej, niż dążyłam wyjaśnić, że na dziś dość tematu praksy. Jednak ból przypomniał mi, że nawet Durianek nie jest samą słodyczą. To znaczy jest. Ale ma kolce. I dobrze, pomyślałam mimo podrapanej skóry, niech się broni. Choć lepiej, by nie miał ku temu powodów.

– Ubrudziłem się? – spytał Szalej, widząc moje strapione spojrzenie. – Na nosie?

– Trzeba było nie podbierać młodemu kleiku – stwierdził Szakłak, nawet nie zerknąwszy w kierunku brata.

– Ale on go nie chciał – odpowiedział Piołun, niepytany, choć widocznie zainteresowany sprawą.

– Świetnie – zarządził Szakłak. – Wy dokończcie karmienie, a ja ją odprowadzę do wieży.

– B-będę wdzięczna.

Skoro nasi goście umówili się tak z panem Lulkiem, wolałam nie komplikować sprawy.

Jednak gdy tylko oddaliliśmy się od rotundy na rzut kamieniem, wróciłam do kwestii, która tak bardzo mnie martwiła.

– Powiesz mi, co się stało... Szalejowi?

– Myszko, przecież już wiesz. Elfowie go złapali. Chyba nie musisz znać szczegółów.

– Nie muszę...

– Odbiliśmy do. Opiekowałem się nim. Przekazałem mu trochę swojego... Nie wiem, jak to powiedzieć w elfickim... swojego żaru? Swojej gorliwości?

– Nie jestem pewna, co masz na myśli, ale nie wątpię, że okazywaliście mu wszyscy dużo ciepła.

– Płomienia. To chyba lepsze słowo... Tego płomienia, który usłyszeliśmy w biciu serc naszych matek i który połknęliśmy, biorąc pierwszy haust powietrza.

– Nie wiem, jak to nazwać... Wola życia...?

– Wola życia, być może. Ale to wola Trzech, nie nasza.

– Waszych... bogiń? – zapytałam.

– Tak. Tak to nazwijmy... Właśnie dlatego Szalej jest do mnie podobny.

Widziałam to – takie samo płomienne spojrzenie, wąskie oczy, rysy twarzy, choć u Szaleja wydawały się nieco delikatniejsze, i kruczoczarne włosy. Oraz kształt dłoni, które u młodszego z braci były jednak całe czarne...

– Myślałam, że to raczej rodzinne podobieństwo – powiedziałam.

Nadarzała się znakomita okazja, by spytać, na czym konkretnie polega, że nasi goście są rodzeństwem. Mieli wspólnego ojca – ale dosłownie? Czy Tojad Mordownik został, jak większość władców, okrzyknięty ojcem narodu i to dlatego Szafirek mówiła, że wszystkie szczury są braćmi? Co jednak nie przeszkadzało jej w żądaniu, bym trzymała się z daleka od jej braci? Czy mogła mieć na myśli wszystkie szczury?

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz