Rozdział 23 Małe Męstwo. Część III

8 1 0
                                    

Widząc, że ministrowie i doradczy gną się w pokłonach, a król w towarzystwie halabardników zmierza w kierunku wyjścia, zerwałam się ze swojego krzesła i ruszyłam w kierunku monarchy. Kątem oka uchwyciłam tylko zaniepokojone spojrzenie Piołuna. Ale nie miałam czasu na wyjaśnienia. To ja potrzebowałam wyjaśnień.

I znów ich nie otrzymałam.

W drzwiach pojawiła się jakaś smukła sylwetka. Nim zdążyłam wyrazić swoją prośbę o rozmowę w cztery oczy, do stóp monarchy upadła elfka w czarnej chuście. Halabardnicy podnieśli ją bardzo troskliwie, ale też przytrzymali za ramiona, by nie mogła wykonać żadnego gwałtownego ruchu. Włosy w nieładzie, rozbiegane oczy, rozpłomienione policzki, ruchy warg, z których mogłam wyczytać tylko tyle, że mówi coś bardzo szybko i bardzo cicho – to wszystko wraz ze wcześniejszym upadkiem przypominało wieszczy trans prorokiń lub nerwowy atak epileptyczek. 

Król kręcił głową. W pewnym momencie położył nawet tej elfce dłoń na ramieniu. Był to ojcowski, uspokajający gest.

Tak pomyślałabym jeszcze kilka dni temu.

Teraz jednak patrzyłam z niepokojem na te objawy zażyłości. Elfka była jeszcze bardzo młoda, mogła mieć jakieś sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat, nie więcej. Brązowa, lekko spłowiała suknia zapinana aż pod szyję na szereg drobnych guziczków kojarzyła się raczej z ubiorem służki niż damy dworu czy tym bardziej szlachcianki z prawdziwego zdarzenia. Czym więc ta oba zasłużyła sobie na względy mojego ojca? Czy to o niej myślała królowa Bellewalia, moja zdradzona matka?

Próbowałam podejść jak najbliżej.

– Oleander i Anemon wkrótce wrócą – powiedział ojciec.

– Jego korpus jest w stolicy od dawna, wasza miłość – odpowiedziała kobieta, pokornie chyląc głowę, ale i kręcąc nią z prędkością, która znamionowała zniecierpliwienie.

– Słyszałem, ze nie opuszcza Anemona na krok...

– Nie odpisuje na listy. Nie ma czasu skreślić kilku słów, żeby uspokoić matkę? – W zaskakująco młodym głosie ton wyrzutów mieszał się z narastającą paniką.

– Sam Anemon rzadko do mnie pisuje. Mieli naprawdę mnóstwo pracy.

– Teraz jednak wracają! Za tydzień mają być w stolicy. Czy wasza miłość nie mógłby posłać gońca do nich na trasę, aby upewnić się, że i Cyklamen...

Gdy król zmrużył oczy, miałam wrażenie, że przybyło mu zmarszczek. Jego twarzy przypominała korę powalonego dębu. Głębokie bruzdy. I waleczna cierpliwość niezdatna już na nic.

– Mówiłam wam, panie... miałam sen...

– Czcigodna Bligio, doprawdy... proszę się uspokoić... Wiecie, że na północy kraju wojna poczyniła wiele szkód. Nie wszystkie trakty są przejezdne. Nie mam pojęcia, jaką trasę wybrali moi synowie. Jest duże ryzyko, że goniec minąłby się z nimi... Jeszcze trochę cierpliwości...

Tym razem ciepły głos ojca mnie nie zaskoczył. Zrozumiałam, że współczuje tej kobiecie zmartwień i sili się na cierpliwość, to jednak nie przychodzi mu tak naturalnie, jak by pragnął. Nie kryje się z gestami czułości, tylko zmusza do nich, by nie potraktować czcigodnej Bligii zbyt obcesowo. Możliwe, że nie pierwszy raz prowadzi z nią podobną rozmowę.

Przystanęłam. To nie był najlepszy moment na zwrócenie się do ojca z własnymi wątpliwościami. Czekałam w pewnej odległości. Jeden z halabardników pochwycił mój wzrok. Przez jego usta przemknął uśmiech – może współczujący, może nieco kpiarski.

Bligia mówiła coś jeszcze, znów zbyt szybko i zbyt cicho, bym mogła wyłapać choćby słówko. Nie byłam pewna, czy z jakichś szczególnych powodów może sobie pozwalać na tyle wobec króla, czy może działa w amoku, nie myśląc już ani trochę o konsekwencjach swoich czynów.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz