Rozdział 5 Imponderabilia i ineksprymable. Część II

10 2 9
                                    

Sala audiencyjna została starannie wymieciona. Na podwójnym tronie zasiadali król i królowa, jak to bywa przy sprawach najwyższej wagi. Turkusowa mozaika przed podestem dla tronu przedstawiała wspólną pieśń słońca, morza i lasu. Pod wpływem czasu, dotyku bosych stóp i słońca padającego przez ażurowe okiennice kolejne partie turkusów zmieniały kolor – odcienie błękitu nabierały głębi lazuru, potem przechodziły w seledyny i coraz ciemniejsze zielenie. Wyciągnięte gałęzie najstarszych drzew były elementami, które układali jeszcze poprzedni władcy Południowego Zachodu.

Za kilkadziesiąt, może kilkaset lat wszystkie turkusy miały przybrać tę samą barwę, a wzór zniknąć w szmaragdowej kipieli, przypominając, że słońce, morze i las są jednym, bo zostały zrodzone przez te same Niebiosa. Wcześniej jednak nastąpił koniec świata, słońce rozpadło się, a błękit nieboskłonu zastąpiła szara mgła – i sytuacja się skomplikowała.

Na tejże posadzce z turkusów klęczał Szalej – z rękami skrępowanymi na plecach. I w lnianej tunice, którą dla niego znalazłam, a którą do ostatniej chwili bał się naciągnąć na grzbiet, mówiąc, że pobrudzi i wolałby najpierw iść do panny. Albo wanny. Bo już mu się z nerwów wszystko pomyliło.

– Za-załóż...że chociaż in... in...eks...prymableeee! – łkała królewna, którą Psianka niefortunnie obudziła solami trzeźwiącymi, zanim Szalej zdążył się ubrać.

– Co mam założyć? – spytał mnie z prawdziwą zgrozą w oczach.

– Spodnie.

– A nie mogę najpierw do wanny...?

Nie mógł. Omdlenie królewny, choć krótkotrwałe, spowodowało taki rejwach, że sprawa, którą miałam nadzieję zakończyć szybko i polubownie, urosła do rangi zdrady stanu. Nie byłam pewna, na ile król i królowa dowierzają dowódcy straży i rozhisteryzowanej Psiance, która przybyła na miejsce zdarzeń ostatnia, więc miała najwięcej do powiedzenia. Bez wątpienia jednak pragnęli pokazać, że z pełną powagą zamierzają traktować wszelką niesubordynację. „Nawet u gości", mówiło zmęczone spojrzenie króla. Twardy wzrok królowej dodawał „A zwłaszcza wśród zakładników".

Ledwo żywa ze strachu i zmęczenia stałam jako jeden ze świadków w pewnej odległości za Szalejem, czekając, aż przyjdzie moja pora, by zeznawać. Chciałam go bronić, bo nie miał innego obrońcy. Choć miejsce po prawej stronie króla zajął Kątnik, w jego hebanowej twarzy nie zauważyłam niczego, co wyglądało na troskę czy współczucie. Przeciwnie. Jakaś wystudiowana powolność i oszczędność gestów kazała mi mniemać, że gdyby wyrok zależał od niego, Szalej natychmiast zostałby skazany na sto lat w kopalniach siarki.

Może ta surowość miała być jedynie poręką bezstronności? Zakładałam, że jako preceptor będzie usprawiedliwiać swojego wychowanka, nie chciał jednak czynić tego za wcześnie, by nie zaszkodzić sprawie. Ale czy na pewno nie byłby gotowy poświęcić młodego królewicza w imię dobra reszty?

Powoli docierało do mnie, że z jakiejś absurdalnej głupoty zaraz zrobi się afera polityczna. Doskonały pretekst dla tych, którzy nie chcą, by szczury zostały na dworze. Tyle że ich obecność nawet nie została szerzej rozgłoszona. Czy ich wysokościom nie powinno zależeć na jak najszybszym wyciszeniu sprawy? Zamiast nagłaśniania jej? Jednak przyszło mi uczestniczyć w jakiejś ponurej farsie, a od mojej epizodycznej roli mogło zależeć, czy komedia omyłek nie zmieni się krwawy dramat.

Gdy zza ramienia Kątnika wyjrzał Szakłak, poczułam nieopisaną ulgę. Odpowiedzialność za to, jak potoczą się wydarzenia, nie spoczywa tylko na moich barkach! Byłam pewna, że los brata nie jest mu obojętny. Jednak nadzieja zgasła w moich oczach, gdy napotkałam jego wzrok – pusty i zrezygnowany. Nie... raczej... proszący? Szakłak nie mógł zeznawać. W końcu nie był uczestnikiem tego zajścia. Ja owszem. Jeśli zawiodę...

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz