Rozdział 10 Kiedy wejdziesz między wilki... Część II

9 2 6
                                    

Poczułam się zawiedziona, ale ja też nie byłam bez winy.

Z przypiętej do pasa sakiewki wyjęłam miedziany kluczyk na rzemyku. Podeszłam do komody, włożyłam kluczyk w otwór ostatniej dolnej szufladki, przekręciłam dwa razy, wysunęłam ją i wyjęłam puzderko z różowo-błękitnego kamienia w maleńkie szklane żyłki. Na pokrywce wymalowano delikatne białe i fioletowe irysy, a gdy się ją uniosło, można było w srebrnym lusterku podziwiać odbicie swojego nosa.

Był to jeden z tych sentymentalnych drobiazgów, do których niektórzy elfowie mają słabość. Konwalia na jedenaste urodziny otrzymała identyczne puzdereczko i po dziś dzień przechowywała w nim krem do rąk. Pokrzywa swoje wyrzuciła. Albo schowała bardzo głęboko. Moje długo stało przy łóżku i było miejscem spoczynku pięknie zasuszonego rohatyńca z metalicznie lśniącymi rogami i żółtymi pokrywami skrzydłowymi w asymetryczne szare plamki. Ostatecznie jednak rohatyńca przeniosłam do pudełka na broszki, a w puzdereczku schowałam kryształową fiolkę ze srebrną kroplą w środku.

Fiolkę, którą przez ostatnie miesiące wojny nosiłam na łańcuszku jak talizman chroniący przed najgorszym złem.

Wyjęłam ją teraz, chwilę ważyłam dłoni, a potem odłożyłam na miejsce, opuściłam wieczko, zatrzasnęłam szufladę i zamknęłam ją na klucz. I tylko ten klucz powiesiłam sobie na szyi.

Ostrożnie dotknęłam dłonią bandaża, który zmieniałam rano nieco po omacku. Czy Kroton niedługo nie powinien zdjąć mi szwów? Na wspomnienie moich własnych słów o truciznach i lekach zalała mnie fala gorąca. Niby nie skłamałam, ale nie powinnam mówić czegoś takiego o Krotonie. On naprawdę był taki dobry. Czemu zależało mi, by bronić Anemona?

Znów pomyślałam o ślicznej elfce, która towarzyszyła generałowi Tęgoskórowi i która właśnie do Anemona wydawała mi się dziwnie podobna. Czy tylko dlatego miałam wrażenie, że gdzieś ją widziałam? Tylko jakim cudem? Wspomnienie jej twarzy wróciło dziwnie odmienione. Była zimna i blada jak alabaster, miała kamienne loki i patrzyła na nas pustymi oczami spod delikatnie zarysowanych rzęs, które zdołała jakoś oddać pieczołowita zręczność rzeźbiarza. Taka statua znalazła się na grobie zamordowanej jedenaście lat temu księżnej Sansiewierii, małżonki generała Tęgoskora, z woli Niebios i wszystkich wolnych elfów kacicy domu królewskiego.

Na chwilę nie dłuższą niż mrugnięcie oka w mojej głowie zagościła absurdalna myśl splatająca wszystkie podjęte wcześniej wątki w jakiś makabryczny gobelin: oto Anemon dzięki czarnej magii przywołał zza grobu tę bestialsko zamordowaną kobietę tak, jak szczury wzywają na swe usługi wskrzeszańce. Ale nie. O upiorzycy Pokrzywa nie mówiłaby zwyczajniej „ta zołza". Słowa o wyrodnych ojcach nabrały konkretniejszego znaczenia. To naprawdę musiała być niesławna córka generała, ostatnia z katowskiego rodu. Nie wydawała się jednak tak odpychająca jak w opowieściach mojej siostry. Przeciwnie, poczułam do niej nawet dziwny rodzaj sympatii, może za sprawą sposobu, w jaki rozmawiała z samym Tęgoskórem. Gdybym ja miała tyle pewności siebie w obecności tego elfa!

Niestety. Idąc tym tokiem myślenia, szybko doszłam do wniosku, jaki ogrom pracy mnie czeka, by mój głos został usłyszany tu, na królewskim dworze. Jeszcze niedawno to, że nie mam posłuchu i jestem... jak to powiedział Szalej? Królewną – popychadłem? ...obeszłoby mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg na najdalszej Północy. Ale teraz czułam się odpowiedzialna. Za kogo, przed kim? Od czasu procesu Szaleja ta myśl kiełkowała nieśmiało jak maleńkie ziarenko rzucone na podatny grunt rozoranego serca: nie mogłam pozwolić, by stała się krzywda komukolwiek, kto nie zasługuje na krzywdę. A druga myśl brzmiała: nikt nie zasługuje na krzywdę. Możliwe jednak, że ktoś zasługuje na karę – a przynajmniej na udaremnienie swoich knowań, które mogłyby doprowadzić do krzywdy innych.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz