Rozdział 19 Włożone między bajki. Część II

9 3 16
                                    

Piołun złapał się z głowę.

– Co z tobą jest nie tak?!

– Co z wami jest nie tak? – odparowałam, zanim zdążyłam pomyśleć.

Uważałam, że tego typu odzywki są po niżej pewnego poziomu. Próbowałam być dla Piołuna wyrozumiała. Mówiłam sobie, że jest pewnie młodszy ode mnie. I zestresowany. I że znalazł się w nowej dla siebie sytuacji... I... tak, musiałam przyznać, że zdarzało mi się spojrzeć na niego z góry.

Kiedy ktoś mojego wzrostu patrzy na innych z góry, nie jest to dobry znak.

A teraz puściły mi nerwy i powiedziałam dokładnie to samo, co on. Miałam się tłumaczyć jak pięcioletnie dziecko, któremu braciszek podeptał babkę z piasku? „Mamusiu, to on zaczął?". W moim wieku to nie przejdzie. Ba. Kiedy się jest elfią księżniczką i ma za matkę królową Bellewalię, takie rzeczy nie uchodzą w żadnym wieku.

Piołun, Szalej i Szakłak patrzyli na mnie ponuro. Nie jestem pewna, czy to był wrogi wzrok, czy tylko rozczarowany. Ale Durianek zamrugał kilka razy i przylgnął do mnie z całym impetem, jakby szukał w moich ramionach ucieczki przed koniecznością jedzenia przecieranych brokułów.

Albo jakby chciał mnie bronić.

Objęłam go mocno, przytuliłam do serca i pogłaskałam uspokajająco.

– Przepraszam – powiedziałam.

– Też przepraszam – odparł Piołun. – I niech cię dunder świśnie!

Uniosłam głowę znad czupryny Durianka.

– Mam.... czuć się przeproszona czy obrażona?

Ale sam Piołun robił urażona minę.

– Chciałem to powiedzieć pierwszy!

– I teraz gniewasz się, że wyciągam rękę na zgodę? – spytałam. – Ciekawa logika. Chyba się trochę zapomniałeś.

– To też chciałem powiedzieć! – Piołun zacisnął pięści. – Że się zapomniałem! Czemu mnie małpujesz?!

Czy on cierpi na jakieś zaburzenia w postrzeganiu czasu? Bardzo poważnie zaczęłam rozpatrywać tę kwestię, gdy łapa Szakłaka spadła na jego ramię, a Piołun mało nie uderzył czołem o własne kolana.

– Spokojnie. Ona naprawdę może nie wiedzieć, kiedy śpiewamy „Balladę o Perłach Dni Minionych" – powiedział.

– Przecież tam są zakochani... – jęknął Piołun, przygnieciony moją ignorancją i ramieniem starszego brata.

Zaczęłam dodawać dwa do dwóch. Czyżby znowu tematy matrymonialne? Wiedziałam z grubsza, po jakim obszarze się poruszam. I że w wypadku szczurów ten obszar to labirynt, bagno i wilczy dół w jednym.

– Czyli... co ja właśnie powiedziałam Szalejowi? – spytałam zdezorientowana.

– Że chcesz.... Y... – Szalej ukrył twarz w dłoniach. – Że chcesz ze mną...

– Hm... jak to się mówi po elficku? – Szakłak bardzo uważnie oglądał swoje pazury.

– Z... z-zjeść... – wydukał Szalej. – Zjeść...

– Zjeść kolację i śniadanie – dopowiedział Piołun z minę udręczoną własnym bohaterstwem. Takiego wyrazu twarzy spodziewałabym się u starego Dyptama, gdyby musiał własną matkę skazać na pracę w kamieniołomach za nieobyczajność.

Temat jedzenia podejmowany przez Szaleja niespecjalnie mnie zdziwił. Ale na czym polegał problem? Czy to wyrażenie z jakiegoś przysłowia o nieproszonych gościach, którzy stołują się za długo? Chodziło o to, że wyjem mu zapasy na kolejny dzień? Wśród ludu tak często doświadczającego niedostatku ta hipoteza miała sens, ale nie wyrywałam się z nią, by nikogo znowu nie urazić. Przeciwnie, spytałam spokojnie i rzeczowo:

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz