Rozdział 15 Jaka matka, taka córka. Część II

5 1 4
                                    

Ale czas na opowieści rzeczywiście się skończył, bo oto dotarliśmy do podnóża Gór Modrych. Ta dziwna skalna formacja wznosiła się ostrymi skosami, a potem całkowicie pionowo. Lazurowy Ul przywarował u stóp góry, wspinał się po jej kolejnych załomach, następne domki wyrastały znad kamieni albo rozsiadały się pod wiszącymi skałami. Część była wydrążona w łupku albo korzystała z naturalnych jaskiń i tuneli wewnątrz.

Drewniane elementy zdawały się oplatać górę ramionami z niemalowanych belek, jakby ta ażurowa konstrukcja miała okryć gołą skałę, osłonić ją przed niszczącymi wiatrami, otulić przed nadchodzącym jesiennym chłodem. Drewno z kolei porastał gęsty bluszcz, jakby chciał oddać mu tę sama przysługę, którą ono wyświadczyło skale.

Gdy patrzyłam na dom, który zbudowała Żabie Oczko nam oraz naszym czworonożnym i latającym towarzyszom, nie mogłam wyjść z podziwu dla niej. Czasami nie umiałam ocenić, co jest dziełem mojej mistrzyni, a co szczęśliwym tworem natury. Drewno białej sosny w cieniu grafitowych skał wydawało się niebieskie i choć Ul zawdzięczał swoją nazwę jednemu z gatunków żyjących tu dzikich pszczół, nieodmiennie urzekało mnie, jak często w promieniach porannego słońca zacierała się granica między budynkami, górami i niebem.

Miałam wrażenie, że wchodząc po drabinie na pierwszą kondygnację, wkraczam do królestwa chmur i wiatrów, gdzie powietrze jest czyste jak barwy wokół, a życie prostsze. Beczenie kóz i rżenie oślika z zagrody poniżej, a czasem także warkot piły, chrobot hebla czy stukot młotka z warsztatu nieco tonowały ten romantyczny obrazek – Żabie Oczko miała ręce pełne roboty i nie mieszkała tu po to, by kontemplować płynące po niebie chmury. Ale w jej ciemnych oczach zawsze odbijał się skrawek nieba.

Nie widziałam jej raptem półtora miesiąca. Jednak w półtora miesiąca świat się skończył. Przyszło nowe, ale nikt nie wiedział, czy lepsze. Bałam się, co zobaczę w tych oczach teraz, gdy nastawał wieczór, a po słońcu zostały jedynie świetliste okruszyny. Ale Góry Modre wiernie przechowywały pamięć o błękicie i miałam nadzieję, że z Żabim Oczkiem będzie to samo.

Chwyciłam Piołuna za rękę. Już rękę, nie łapę, bo – Niebiosom dzięki! – wrócił do swojej zwykłej postaci bez najmniejszego problemu.

– Chodźmy...

Jednak chłopak ani drgnął. Przypatrywał się tej niezwykłej siedzibie. Wiedziałam, że na mnie zawsze robiła ona wielkie wrażenie, dlatego z ufnością czekałam, aż na twarzy Piołuna zobaczę ten sam zachwyt, jaki zawsze mi towarzyszył. Widziałam jednak tylko, jak zaciska szczęki.

– Poczekam na ciebie tutaj.

Zastanawiałam się, co go tak zaniepokoiło. Próbowałam podążyć za jego wzrokiem. Chodziło o te białe trójkątne flagi rozwieszone na sznurach między barierkami, by odstraszały drapieżne ptaki? Czytałam kiedyś, że wilki również boją się takich łopoczących elementów i można je zniechęcić do podchodzenia na tereny gospodarcze, wiążąc na ogrodzeniach wstążki. Nie sądziłam jednak, by taki instynktowny lęk był szczególnie silny u chłopaka, który nie bał się ani ognia pochodni, ani hałasów, przez które wilki z krwi i kości omijały elfie siedziby szerokim łukiem.

Nie rozumiałam natury jego przemian, ale nie mogłam go traktować jak bezmyślne zwierzę. Poza tym wiedziałam, że i zwierzęta kierują się swoją przyrodzoną mądrością daleko wykraczającą poza instynkt czy zwykły spryt.

– Na pewno? – spytałam. – Nie masz ochoty jej poznać?

Dla mnie spotkanie z Żabim Oczkiem było największym szczęściem. Gdy patrzyłam, jak Piołun kręci głową, serce ściskało mi się w piersi. Czy to moja wina? Może powinnam opowiedzieć mu więcej o mojej mistrzyni. Przecież nie sposób jej nie kochać.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz