Rozdział 9 Koledzy po katowskim fachu. Część I

42 8 7
                                    

„Czy ty kiedykolwiek kogoś torturowałaś?".

Powietrze na obrzeżach miasta było inne – zdawało się czystsze i bardziej rześkie, bo nie skupiało w sobie tylu woni. Pierwszy raz od dawna opuszczałam zamek, więc najpierw odurzyła mnie mnogość aromatów z targu i tłocznych uliczek. Mieszały się zapachy pieprzu, szafranu i jabłuszek w karmelu, rozpłatanych ryb i mokrych trocin, dziurawca i ałunu używanych do barwienia wełny, końskiego potu, wyprawianej skóry. Jednak w okolicach garnizonu ilość kramów i przechodniów nagle malała, jakby za bystrzycą pilne bobry zbudowały tamę i dalej woda sączyła się jedynie wąskim strumieniem. Wreszcie można było odetchnąć głębiej. Pachniało różami.

Żołnierzy ulokowano w kwaterach z czerwonej cegły, przylegających do murów miasta, a resztę terenu zajmowały stajnie i place do ćwiczeń. Swoistym łącznikiem między światem kupców i rzemieślników oraz terenami królewskiej armii były szare, podłużne budynki szkoły wojskowej. Górowały nad okolicą jak wapienne klify wyrastające nad plażą, niewzruszone, nieprzystępne, w każdej chwili gotowe odepchnąć wzburzone bałwany, choćby wiatr był łagodny, a błękitne fale przypływu lizały złocistą plażę jak zaspany kot swoją łapę. Nawet teraz, bez słońca na niebie, gmachy Akademii rzucały długi cień na elfią stolicę. Ich surowe piękno łagodziły jednak nieco różane ogrody, od których akademia wzięła swoją nazwę, herb i proklamę.

To właśnie przybierający na sile zapach róż poinformował mnie szybciej niż zasapany pan Lulek, że oto zbliżamy się do celu. Większość kwiatów wciąż kuliła płatki w pękate stożki, jakby niepewna, czy warto się otwierać na pszczoły i pogodę, skoro słońce nie daje im jasnego znaku. Jest jeszcze zbyt wcześnie albo już za późno, myślały może. Jednak na każdym niemal krzewie, jaki mijaliśmy, idąc krętymi alejkami, zdołałam wypatrzyć jedną czy rozkładały płatki i zapraszały nieznane.

Uśmiechałam się do nich i do myśli o rychłym spotkaniu z Pokrzywą, póki nie przypomniałam sobie, z jakim pytaniem tu zmierzam.

„Czy ty kiedykolwiek kogoś torturowałaś?".

Nagle woń otaczająca nas perłoworóżowym obłoczkiem wydała mi się równie dusząca i niebezpieczna co trujące miazmaty zwabiające wędrowców na bagna. Patrzyłam na kwiaty, które przed chwilą podziwiałam za ufność i odwagę, z nagłą niechęcią. Naprawdę cieszycie się z tego, co macie? Liczycie, że będzie lepiej? A może już pogodziłyście się z myślą,

– To chyba tutaj, panienko?

Pan Lulek położył dłoń na moim ramieniu ostrożnie, jakby budził lunatyka. Teraz należało wyjść na trakt wiodący do głównej bramy. Żelazo gięte w różane łodygi, kwiaty i kolce cieszyło oczy gości i chroniło przed intruzami. Na niektórych cierniach dostrzegałam jeszcze blady pobłysk silnych zaklęć paraliżujących, wiedziałam jednak, że w świecie, z którego uciekła magia, nikomu nie wyrządzą krzywdy ani nie oddadzą przysługi. Ale nie musiałam tego sprawdzać – wartownicy przepuścili nas bez zbędnych pytań. Jeden towarzyszył nam aż pod schody budynku, w którym Pokrzywa miała dyżur. Okazało się, że jest to...

– Menaża?

Nie znałam tego słowa. Kojarzyło mi się jedynie z menażerią, miejscem, w którym nasz pradziadek, król Ligustr I Niepowstrzymany, trzymał ponoć białe pawie, śpiewające ćmy i skrzydlate sfinksy, a nawet żyrafę. Pomyślałam, że może Pokrzywa szkoli sokoły albo hipogryfy, jednak pan Lulek szybko wyprowadził mnie z błędu.

– Nie... Naprawdę?

Ale coraz intensywniejszy zapach grochówki rozwiał... a raczej zaczadził... wszystkie moje wątpliwości.

– To pilne? – Pokrzywa powitała na łypnięciem spomiędzy piętrowych kopców krojonej marchewki. – Bo trochę zajęta jestem.

Miała zakasane rękawy, szeroki fartuch, a na głowie ciasno zawiązaną chustę z surowego lnu. Ledwo rozpoznałam własną siostrę. Widziałam, że po pierwszym zaskoczeniu uśmiecha się na nasz widok, a potem jakiś niepokój czy zniecierpliwienie każe jej wrócić do siekania marchewki ze zdwojoną werwą, nim przeciśniemy się do niej między stołami, przy których inni kadeci patroszą coś, tłuką, ważą czy mieszają.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz