Odłamana gałązka sunęła po wilgotnej ziemi, żłobiąc w niej rowki przybierające potem kształt coraz bardziej złożonych figur.
– Tu rośnie Dąb Dębów – tłumaczył Szakłak. – A z jego konarów wyrastają jabłka...
– Jabłka... – zawiesiła się Pokrzywa. – Jabłka na dębię... Gruszki na wierzbie i śliwki na sośnie...
– Każdy świat jest takim jabłkiem. Jabłka dzielą się na połówki, te zaś na ćwiartki... Za Wyspogórami Lustrzanego Odbicia jest druga połówka... Po pniu wielkiego dębu pnie się soja... Księżyce to ziarenka soi...
– Nie powiem, żeby brzmiało szczególnie przekonująco. – Pokrzywa oparła łokcie na kolanach, a dłońmi podparła brodę. Siedziała w kucki nad rysunkiem stworzonym przez Szakłaka.
– Rozumiem, że teoria żółwioziemców bardziej do ciebie przemawia? – spytałam z lekkim wyrzutem. Bardzo żałowałam, że nie byłam w stanie odtworzyć map, które pokazywała mi Żabie Oczko. Ale one i tak dotyczyły innego wymiaru rzeczywistości.
– Leśne drapieżniki podgryzają korzenie dębu, kruki przenoszą wieści między światami...
– To może być każda soja? Czy jakaś specjalna? – spytałam.
– Na tych terenach i tak żadna nie rośnie – zasępiła się Pokrzywa.
– Ale jest jeszcze jedna legenda, i to chyba z waszych stron. O Paprotce i Słoneczniku...
– Znasz ją? – Pokrzywa podniosła wzrok na Szakłaka. – I nie jest zbyt romantyczna jak na wasz szczurzy gust?
– Strasznie czułostkowa – potwierdził Piołun niepytany. – I udramatyzowana. Na szczęście wszyscy giną.
– Ja ci dam „Na szczęście", ty księżycożerco! – zirytowała się Pokrzywa. Bardzo lubiła sobie popłakać przy tej historii i wracała na dwór za każdym razem, gdy wędrowna trupa teatralna miała ją wystawiać z okazji jakiegoś święta.
Paprotka mieszkała w lesie, a Słonecznik przy polach. Ona uwielbiała cień i wilgoć, on suchą, słoneczną pogodę. Ich rodziny od wieków pałały do siebie nienawiścią, ale w najkrótszą noc roku tych dwoje spotkało się na Samotnej Polanie i pokochało wiecznie zieloną miłością, która na skutek wielu intryg miała swój tragiczny finał. Jedna z interpretacji głosiła, że ta opowieść narodziła się jako obraz konfliktu między wędrownymi plemionami zbieracko-łowieckimi a pierwszymi osadnikami uprawiającymi rolę. Jednak przede wszystkim Słonecznik i Paprotka byli archetypem zakochanych rozdzielonych przez okrutny los. Symbolem miłości, która nie zważa na żadne przeszkody. I oczywiście oboje się otruli, choć żadna wersja legendy nie precyzowała, czym konkretnie, a bardzo mnie ta kwestia ciekawiła.
Kilka lat wcześniej Pokrzywa zarzekała się, że to najpiękniejsza historia na świecie, a Konwalia twierdziła, że jej nienawidzi, bo na pewno nigdy nie przeżyje tak głębokiego uczucia.
– Paprotka też nie przeżyła – przypomniałam. – Przecież zmarła.
Pamiętam, że obie siostry nafukały na mnie zgodnie jak nigdy wcześniej i nigdy później.
– Ale ona się zabiła, bo myślała, że on zginął, gdy za pomocą środka usypiającego upozorował swoją śmierć, a on się otruł naprawdę, jak już ona się otruła... Moim zdaniem to jest opowieść o kłopotach z komunikacją... – wyjaśniałam swoje stanowisko, jednak nie spotkało się ono ze zrozumieniem.
Cóż, nie przepadałam za historiami, w których najwięcej złych rzeczy dzieje się dlatego, że elfowie nie potrafią ze sobą rozmawiać. Może to życiowe, ale przez to mało interesujące.
![](https://img.wattpad.com/cover/351559360-288-k158093.jpg)
CZYTASZ
Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionów
FantasiaZło zostaje pokonane - dzięki Niebiosom i zgodnie z planem. Po wielu latach walki z okrutnym plemieniem szczurów królestwo elfów może wreszcie cieszyć się zasłużonym (s)pokojem. Albo i nie. Po drodze nastąpił bowiem koniec świata, a ich król obiecał...