Próbowałam uspokoić oddech. I wyobrazić sobie, że właśnie trafiliśmy do twierdzy szczurów, a Tojad Mordownik, tyran Północnego Wschodu, opowiada, jak to, zabijając naszego ojca, zdjął z elfów zaklęcie i teraz możemy zrozumieć, że cała ta okropna wojna była wyłącznie naszą winą... Czy w ogóle byłabym w stanie przyjąć takie słowa i nie zwariować? Czy nie rzuciłabym się na niego z gołymi pięściami? Czy nie siedziałabym jak sparaliżowana, łykając łzy?
Ostrożnie wróciłam do zwykłej pozycji. Chwyciłam nawet najbliżej stojącą salaterkę, tę z marchewką i groszkiem, aby nałożyć sobie dokładkę. Zdążyłam zapomnieć, że nie zjadłam niczego z tego, co wcześniej miałam na talerzu, ale musiałam czymś zająć ręce. Strasznie drżały i pewnie upuściłabym salaterkę, gdyby nie podtrzymała jej dłoń Szafirka.
– Dz-dz-dziękuję – wydukałam.
Za jedyną odpowiedź musiał starczyć mi lekko roztargniony uśmiech. Pomyślałabym, że Szafirek ma taką samą jak ja skłonność do odpływania myślami. Ale po tych błyskawicznych reakcjach czy przy ratowaniu mojej salaterki, czy Duriana, który chwilę potem mało nie sturlał się z krzesła, musiałam wykluczyć, że to druga taka gapa. A więc stara się uśpić moją czujność? Po tym wszystkim, co usłyszałam i przemyślałam, nadal nie wiedziałam, czy powinnam mieć się na baczności przed szukającymi zemsty wrogami, czy jak najszybciej odrzucić wszystkie podejrzenia i głęboko współczuć naszym gościom.
Zerknęłam Konwalii przez ramię. Szalej, na przykład, nie wyglądał na pogrążonego w żałobie. Wrócił do wcinania ziemniaczków z takim zapałem, że nawet królowa aż podniosła brwi.
– Mmm, serio dobre! – oświadczył z pełnymi ustami. – Chcesz? – I, nie czekając na odpowiedź, chwycił stojącą misę i podsunął przez talerz królowej.
Obserwowałam jej twarz z fascynacją. Bałam się, że Szalej usłyszy jakąś miażdżącą replikę. Albo wykład o tym, że w cywilizowanych elfich krajach ziemniaki są jedynie uzupełnieniem innych potraw. Lecz królowa tylko odparła z godnością:
– Podziękuję.
Jej głos przywodził na myśl poranki pierwszego miesiąca, mroźne, ale pogodna. A przynajmniej tak pewnie opisaliby to dawni poeci, bo dla mnie wszystkie „mroźne" i „lodowate" były jedynie elegancką figurą retoryczną. Uświadomiłam to sobie po pierwszej rozmowie z Piołunem. W stolicy nie było mrozów, nawet w Miesiącu Ziemi Zamarzniętej w Grudy. Zabawne, biorąc pod uwagę, że czytałam o centaurach brnących przez śniegi i mało brakowało, bym sama nie dostała zimowego imienia. Ledwo kojarzyłam, czym jest lód, i nigdy prawdziwego nie widziałam, wiedziałam natomiast doskonale, czym jest lodowate spojrzenie mojej matki. To, jakie posłała Szalejowi, było co najwyżej ostrzegawcze. Chłopak jednak speszył się, rozumiejąc, że popełnił jakiś błąd. Głośno przełknął trzymaną w ustach porcję.
– A... wy-wybacz... – wyjąkał, chyba zakładając, że problem leżał jedynie w mówieniu z pełną buzią. I posłał jej rozbrajający uśmiech. Królowa raczej nie wyglądała na rozbrojoną. Widząc, że znowu coś jest nie tak, dorzucił: – Ty to gotowałaś? – I wskazał na królową widelcem.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. W jego imieniu. Konwalia zachichotała, obserwując tę scenę kątem oka, ale udawała wielce zajętą swoimi plackiem jagodowym, do którego dorzuciła kilka fig. Zaskoczyło mnie, że tym razem nie pozuje na wielce oburzoną. Może uznała, że na swój sposób Szalej jest pocieszny i nawet sympatyczny? A może między nią i królową wydarzyło się coś, czego nie byłam świadoma? Nigdy nie wątpiłam, że Konwalia jest oczkiem w głowie naszej matki. Ale nawet kochające się rodziny mają swoje problemy.
CZYTASZ
Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionów
FantasíaZło zostaje pokonane - dzięki Niebiosom i zgodnie z planem. Po wielu latach walki z okrutnym plemieniem szczurów królestwo elfów może wreszcie cieszyć się zasłużonym (s)pokojem. Albo i nie. Po drodze nastąpił bowiem koniec świata, a ich król obiecał...