Rozdział 17 Niepoprawni romantycy. Część II

7 2 3
                                    

– No! – Piołun raptownie odwrócił się w moim kierunku. – Słyszałaś? Właśnie to ci mówiłem. – Wskazał na mnie. Pokrzywa spojrzała na niego karcąco, a Szakłak uśmiechnął się pod nosem. – Że nie jesteś gorsza od gołębia...

– To akurat mówiłam ja...

W ostatniej chwili powstrzymałam się, by nie westchnąć ostentacyjnie. Piołun może i chciał pomóc, ale w tym momencie wyglądało to tak, jakby desperacko próbował odwrócić naszą uwagę od siebie. Żeby historia dotycząca dwóch braci nie skojarzyła nam się w jakiś niepożądany, mniej pochlebny dla wilków sposób.

– I nie jesteś żadnym popychadłem, żeby nie było!

– Kto powiedział, że jest popychadłem?! – Pokrzywa wystrzeliła naprzód i zaraz znalazła się przy Piołunie. – Gdzie to słyszałeś?

– Na litość Niebios! – jęknęłam. – Żebyśmy tylko takie mieli problemy!

– Mówisz, że się nie przejmujesz? – spytała Pokrzywa.

Poczułam wstyd, ale i lekkie rozbawienie na myśl, że jeszcze jakiś czas temu nie mogłam zasnąć, gdy usłyszałam o „królewnie popychadle" od Szaleja. Teraz moje zmartwienia wydały mi się równie niepoważne jak to wyzwisko.

– No niech tak spróbują powiedzieć przy mnie – odezwał się Szakłak.

– Albo przy mnie! – krzyknął Piołun.

– Czy przy mnie! – Pokrzywa zacisnęła pięści.

– Nie przejmuję się tym, słowo. Więc... doceniam waszą troskę, ale wy też się nie przejmujcie. Proszę!

Włożyłam w to „proszę" całą siłę przekonywania, na jaką było mnie stać. Nawet zatrzepotałam rzęsami, zapominając, że w moim wypadku to nie bardzo pomaga. Pokrzywa nie raz, nie dwa udowodniła, że potrafi pogonić kota różnym dowcipnisiom gotowym żartować moim kosztem. Ale nie wiedziałam, do czego zdolny byłby taki Piołun czy tym bardziej Szakłak. Niby wierzyłam w ich zdrowy rozsądek, a jednocześnie nie chciałam jakiejś przypadkowej masakry na zamku. Zwłaszcza że, jak zdążyłam zrozumieć, Szakłakowi rozmachu nie brakowało.

A jednak miło było myśleć, że mamy kogoś takiego po swojej stronie. Tylko czy znowu nie okazywałam naiwności? Mimo wszystko to szczury, do niedawna nasi śmiertelni wrogowie. Fakt, to nie oni chcieli nas zabić – bo raczej nie zakładałam takiej piętrowej intrygi, w której szczury udają elfów nieudolnie podszywających się pod szczury – ale mieli własny interes w tym, by żadnemu z nas nie stała się krzywda. Pytanie brzmiało, jak długo ten interes będzie zbieżny z naszym... Musiałam przywoływać się do porządku, bo coraz gorzej znosiłam tę otaczającą nas niepewność. Prawda jest taka, że bardzo, bardzo chciałam komuś ufać.

Komukolwiek?

Na pewno chciałam ufać im. Nawet tłumaczyłam sobie, że gdyby życzyli mi źle i próbowali to ukryć, Szakłak by mnie tak ciągle nie straszył, a Piołun spróbowałby być nieco milszy. Ale może miałam do czynienia z kiepskimi aktorami?

Nie, nie... Kiedy rozmawiałam z Żabim Oczkiem, ona ani przez moment nie sugerowała złej woli ze strony szczurów. Wolałam zawierzyć jej mądrości. Bo jeśli nie mojej mistrzyni – to komu miałam ufać?

Chciałam dodać „poza Pokrzywą i Krotonem", ale w myślach przyłapałam się na tym, że już kilka razy kwestionowałam ich uczciwość – gdy miałam pretensję, że Kroton nie powiedział mi o zbiorach ze spalonej Biblioteki Mostowej, gdy tak rozpaczliwie wypytywałam, czy w elfiej armii stosuje się tortury...

Głowa znów mi pękała. I przestałam patrzeć przed siebie. W pewnym momencie najpewniej zrobiłam krok... albo kilka... poza ścieżkę. I...

– Ałaaa!

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz