Rozdział 6 Kiełbasa ze smoka. Część II

9 2 6
                                    


Zastałam go w jego bibliotece, wśród pootwieranych kodeksów, rozłożonych map i rozwiniętych zwojów, przy których leżały porozkładane tabliczki pokryte woskiem, skrawki pergaminu, a nawet kartki papieru – wszystkie gęsto pokryte urywkami zdań albo wyrwanymi z kontekstu słowami. Pismo pospieszne, ledwie czytelne. Kiedy spojrzałam w oczy mojego najstarszego brata, zawstydziłam się myśli, że to ja jestem zmęczona.

– Przepraszam cię za ten bałagan. – Kroton uśmiechnął się nieporadnie, jakby dopiero co przyswoił sobie tę trudną sztukę. Zastanawiałam się kiedyś, czy w dzieciństwie nie miał może jakiegoś wypadku. Może pewnej naprawdę chłodnej zimy ktoś kiedyś wepchnął go do oczka wodnego w pałacowym ogrodzie? Mnie takie sytuacje spotykały kilka razy – nim rozniosła się fama, że Pokrzywa złapała i mało nie utopiła potem jednego z owych żartownisiów.

Nawet na podłodze musiałam wymijać otwarte woluminy. To nie był zwykły nieporządek, ale chyba nie należało teraz podejmować tego tematu. Zwłaszcza że były inne.

– Nie zabiorę ci dużo czasu – obiecałam. – Ale chciałam porozmawiać.

Kroton zrobił mi miejsce obok siebie, zabierając z drugiego krzesła jakiś atlas roślin. Nie zamknął jednak książki, tylko położył ją na pulpicie przed nami. Sinawe, rdzawe i seledynowe plamy okazały się z bliska rycinami przedstawiającymi mchy i porosty.

– Niektóre występują na najdalszej Północy. Tam, gdzie zima i noc trwają niemal cały rok... Ten da się suszyć i mielić na mąkę...

Podążyłam wzrokiem za palcem Krotona. Pokiwałam.

– Martwisz się, że słońce zniknęło, prawda?– zapytałam.

– A kto się nie martwi? – Kroton odpowiedział mi smutnym uśmiechem.

– Nikt – burknęłam. Zawstydziło mnie, z jaką złością to powiedziałam. – Mam wrażenie, że nikt poza nami.

– Wrażenia mogą nas zwieść. Myślę, że ta sprawa zaprząta wielu. Spójrz... – Sięgnął po inny atlas. – Niedługo będzie trzeba siać wykę i rzepak. Potem żyto i pszenżyto... Nie wiemy jednak, czy one w ogóle wzejdą. Próbujemy szacować, czy obecność tych słonecznych drobin jest stabilna, czy może się zmieniać. Przewidujemy, że będzie malała, aż do ich całkowitego wygaśnięcia. Może nie tak szybko, jak się obawialiśmy, ale... Tu nie wolno zgadywać. Potrzebujemy precyzyjnej aparatury.

– Masz jakichś... pomocników?

– Kilku. – Tym uśmiechem Kroton znów przede wszystkim przepraszał, że nie może zdradzić mi więcej. A jednak robiło to nieco radośniejsze wrażenie. Uldze, że nie jest zostawiony sam sobie, towarzyszyła jednak szczypta złości i sporo goryczy. Czemu ja nie mogę mu pomagać? Dlaczego dostaję jakieś absurdalne zadania, zamiast zrobić wreszcie coś pożytecznego?

– Marne uprawy to marne plony. Myślimy o różnych środkach zaradczych. Gdyby sprowadzić tu rośliny z innego klimatu, mielibyśmy większą szansę zapobiec deficytom w najbardziej krytycznych kwestiach.

– Chleb z porostów? – Skrzywiłam się.

– Nadal lepszy niż brak chleba, nieprawdaż?

Nie mogłam zaprzeczyć.

– Nie istnieje sposób, by przywrócić słońce? – zapytałam.

– Nas również to nurtuje. Szukalibyśmy odpowiedzi w świętych księgach, ale...

– ...święte księgi też zniknęły – przypominałam sobie.

– Nie do końca – odparł Kroton, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Masz rację, wszystkie kodeksy, zwoje, formularze liturgiczne przepadły jak kamień w wodę. Nie tylko u nas.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz