Rozdział 32 Chwila. Część II

6 1 10
                                    

– Dlaczego? – krzyknęłam. – Powiedz mi wreszcie, czemu tak sądzisz... czemu wy wszyscy tak sądzicie...

Teraz to ja użyłam słowa „wszyscy" – z niepotrzebnym patosem, ze skomlącą przesadą. Zawstydzona pomyślałam o wszystkich życzliwych mi elfach – o Krotonie i Pokrzywie, o Kokoryczce i Rabarbarze, o pułkownik Wisterii i mojej ukochanej mistrzyni... „Wszyscy" nie było prawdą o świecie, było jedynie prawdą o moim zaślepionym bólem sercu. A słowa wybierane po omacku rzadko kiedy pasują.

Na twarzy Konwalii dostrzegłam niepokojące wahanie. Coś w niej walczyło. Otworzyła usta. Zamknęła je. Przygryzła wargę. A jednak chciała coś powiedzieć. Niekoniecznie to, co ja chciałam usłyszeć.

– Bo wszyscy przez ciebie cierpią. A ja mam dość obrywania za cudze winy!

– Winy? – powtórzyłam cienkim, sarkastycznym głosikiem. – Chyba zasługi! To nie moje winy cię bolą.

Konwalia posłała mi nienawistne spojrzenie.

– Nie masz pojęcia, co mnie boli, więc nawet nie próbuj...!

– Więc moją winą jest to, że się staram? – spytałam. – I że próbuję ci pomóc? Że jestem naiwna, bo zamiast zostawić ci twoją własną robotę, siedzę po nocach nad prezentem, który powinnaś przygotować sama?

– Jeszcze przeżywasz te durne płaszcze? – Konwalia złapała się za głowę w teatralnym niedowierzaniu. – Nikt cię o nie nie prosił.

– Ty prosiłaś.

– Nie prosiłam, proponowałam umowę. Uczciwą wymianę. Straganiarka nie wyświadcza mi przysługi, że łaskawie przyjmie miedziaki i z dobroci serca ofiaruje mi jabłko w karmelu. To jest handel. Kupno i sprzedaż. Przez tych dwóch wariatów, którym zachciało się pojedynku, straciłam rękopis, który ci zaoferowałam. Zostałam pozbawiona waluty. Więc nasza umowa wygasła. Czego nie rozumiesz?

Nie były to słowa zupełnie pozbawione sensu, ale właśnie dlatego rozeźliły mnie jeszcze bardziej.

– Mogłaś mnie o tym poinformować – odparowałam. – Nie przyszło ci do głowy, że zrobiłam to również dla ciebie? – Gdy podnosiłam głos, okazywał się nieprzyjemnie wysoki. Piskliwy i natarczywy. – Chciałam ci, do licha ciężkiego, zwyczajnie pomóc!

– Raczej się popisać się przed królową. Jak zwykle zresztą.

Zaskoczyło mnie, jak blisko prawdy jest Konwalia, a mimo wszystko nie potrafi jej dosięgnąć. Wiele z tego, co robiłam, miało za cel zdobycie uznania w oczach jej wysokości. Ale nie wszystko. Nie to. Naprawdę zakładała, że królowa rozpozna w tych płaszczach moje dzieło? Gdyby Konwalia sądziła w ten sposób, nie zwróciłaby się do mnie z prośbą o ratunek. Znów będzie mi wmawiać, że szukała sposobności, aby łaskawie ofiarować mi ten rękopis? Bo jestem zbyt dumna, by przyjąć dzieło Abelii Wielkiej ot, tak?

– Zgodziłam się, bo myślałam, że jesteś w tarapatach! – krzyknęłam.

– „Tarapatach"... „Tarapatach!" – Konwalia wydęła wargi. – Niebiosa! Czy ty sama siebie słyszysz? Jakich znowu tarapatach?

– Zaniedbanie obowiązków wobec najbliższych jest poważnym uchybieniem.

– I? I co? Myślisz, że Anemoin obrażą się o taką bzdurę? Że zamiast przyjąć prezent, który najzwyczajniej w świecie kupiłam, zaczną czynić mi wyrzuty, że nie garbiłam się nad krosnem i nie pokłułam sobie palców igłą? Sądzisz, że tego właśnie by chcieli? I że pobiegną na skargę do mamusi? To moi ukochani bracia! Oni nie zwracają uwagi na takie drobiazgi.

– Anemon na pewno zwraca – odpowiedziałam. – Nie pamiętasz, jak wygląda jego wiano?

Szata ślubna, którą haftował dla siebie Anemon tuż przed wejściem w dorosłość, zachwycała i przerażała ogromem włożonej weń pracy. Była haftowana przy użyciu czarnej i białej nici. Przedstawiała plecionki z cierni i wzory złożone z nachodzących na siebie kwadratów, trójkątów i innych figur geometrycznych. Wymagała niesamowitej precyzji. Była wręcz onieśmielająca. A może nawet odpychająca, bo noszący ją elf musiał wydawać się czystą abstrakcją, nie oblubieńcem, którego można było chwycić w ramiona.

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz