Rozdział 10 Kiedy wejdziesz między wilki... Część III

10 1 14
                                    

Szalej odskoczył jak oparzony. Uniósł dłonie na wysokość twarzy. Zamrugał. Przez moment krótki jak lot aitwara miałam wrażenie, że to ja się tak na niego wydarłam. Przy tym poziomie paniki i zażenowania nie było to wykluczone, ale czy nie próbowałam powiedzieć „Ręce przy sobie"? Zerknęłam na Szaleja niepewnie, a wtedy zrozumiałam, że przepraszający wzrok kieruje do swoich braci. Szakłak stał tuż przy nim. I trzymał go za nadgarstek. „O stroju obyczajnym i nieobyczajnym", które przed chwilą miał w rękach, leżało na posadzce, a pęd wywołany nagłym ruchem przerzucał kartki. Natomiast Piołun... Piołun ciągnął Szaleja za kaptur płaszcza. Puścił, widząc, że zagrożenie minęło, a brat mu się dusi.

Czyli to oni na niego krzyknęli, powtórzyłam sobie uspokajająco. Oni, nie ja.

– Aj, wybacz... – Szalej dotknął dłonią swojego karku. Została na nim czerwona pręga. – Jeśli wolisz sama...

– Wolę wcale!

– A, to przepraszam. – Szalej odsunął się jeszcze bardziej. – Znowu czegoś nie zrozumiałem. Jak z tymi wróblami... – I posłał mi uśmiech zdolny stopić wszystkie śniegi Północy. – Trudny ten elficki, popełniam same grafy...

– Gafy?

– O, właśnie...

– Wszystko w porządku. Dobrze ci idzie – powiedziałam, nawet klepiąc lekko Szaleja po dłoni. Naprawdę nie chciałam, aby czuł się winny, więc dodałam: – Nic... nic się nie stało.

Ale owszem, stało się. Tyle że przez tych dwóch pozostałych gagatków. Najpierw bezczelnie mnie podpuszczali, a potem zaczęli bronić przed niechcianą interwencją Szaleja? O co w tym wszystkim chodzi? Za wszelką cenę musiałam opanować nerwy, które znów brały górę. Cóż mi przyjdzie z tego, że ich zwyzywam albo się rozpłaczę? Mam na głowie jakąś pałacową intrygę, dwa królestwa i koniec świata, szkoda czasu na użeranie się z rozwydrzonymi chłopaczyskami.

– To... to był eksperyment myślowy – powiedziałam z takim spokojem i godnością, na jakie było mnie stać. Wyszło nawet całkiem przekonująco. Chyba. – Abyście... abyście zrozumieli niestosowność pewnego zachowania...

– Zrozumieliśmy – powiedział Szalej.

– Niby co zrozumieliście?

– No, że elfki nie powinny chodzić bez stanika.

– Jakby co, przekażemy wszystkim zainteresowanym – dorzucił Piołun.

– Guzik zrozumieliście!!!

– Jaki guzik?

– One są na guziki?

– Co jest na guziki?

– No, te elfie staniki chyba?

Piołun z Szalejem roztrząsali ten delikatny temat, który nie powinien obchodzić ich ani trochę, a Szakłak przysłuchiwał się ich całej nonsensownej dyskusji z krzywym uśmiechem. Podniósł z posadzki upuszczoną księgę „O stroju obyczajnym i nieobyczajnym" i znów spojrzał na mnie.

– Wiedziałem, że tego nie zrobisz.

– Ach tak? – spytałam, mam nadzieję, butnie.

– W końcu przeczytałem... – I zamachał mi przed nosem Dyptamowymi mądrościami.

– Twierdziłeś, że zacząłeś.

– I skończyłem. Nie wiem, jak u elfów, ale u nas jest taka zasada, że jak się zaczęło, trzeba doprowadzić rzecz do końca.

– Zapewniam cię, że elfowie myślą podobnie – odparłam z lekką naganą w głosie. Nie podobało mi się, gdy insynuował, że jesteśmy mniej konsekwentni. – Mamy nawet takie przysłowie, że kiedy powiedziało się „a", trzeba powiedzieć...

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz